Monday 31 May 2010

Sorry, że nie pisałem



Listy do Pavitrama - 10

Kilka lat po pierwszej serii listów do Pavitrama, cztery lata temu, odezwałem się do starego druha ponownie. Myślałem, że korespondencja rozkwitnie, ale skończyło się na tym jednym liście.

02.09.2006

Drogi Pavitramie

Kopę lat. Cztery? Pięć? Pomyślałem, że skrobnę do Ciebie. Po takiej przerwie dobrze byłoby znów dowiedzieć się o naszych życiach. Zacznę pierwszy i mam nadzieję, że zainspiruję i Ciebie. Tym bardziej, że nikt do mnie nie pisze i powoli zaczynam się zastanawiać, czy włócząc się po świecie znalazłem jakichś przyjaciół?

Nie mogłem znaleźć przyjaciół wśród bhaktów, więc rzuciłem to wszystko w diabły i spróbowałem zanurzyć się w ludzki tłum, mając nadzieję, że rozbudzę w sobie wizję, o której tyle się mówi w świątyniach – że wszyscy są duszami. Chyba trochę się udało. Poznałem wiele dobrych dusz. Poetów, cyrkowców, włóczęgów, pielgrzymów i zwykłe osoby, nie wychylające się z tłumu. Fajnie było. Nauczyłem się nowych rzeczy, poznałem bardziej siebie, świat.

Z drugiej strony trochę się rozczarowałem – przyznaję się szczerze. Nie znalazłem tego, czego szukałem (sam nie wiem czego, ale na pewno mi się nie udało). Dlatego znów próbuję szukać Kryszny, Pavitramji. Chyba z tego powodu postanowiłem napisać do Ciebie. Mam nadzieję, że przyjmiesz ten list, choć to ja zawaliłem. Wiem, że nie odpowiadałem na Twoje listy, nie mówiłem nic o moim losie, a oprócz tego (o czym wiesz), kiedy odwiedzałeś Kraków, to byłem tylko kilka ulic dalej, grając muzykę na Floriańskiej, popijając piwko i paląc Gitanesa. Wiedziałem, że wróciłeś z Indii i pytałeś o mnie. Moja wina, ale wtedy nie mogłem z Tobą rozmawiać. Miałem coś do przeżycia i nie było w tym miejsca dla Ciebie. A później, kiedy zajarzyłem, znowu Cię nie było – Indie musiały wołać Cię głośno.



Przeżyłem wtedy sporo przygód, podsyłam Ci linka, zerknij kiedyś, jak będziesz miał czas, choć ostrzegam – Kryszny tam tyle, co na lekarstwo. Po co więc to opisałem? A bo ja wiem? Chyba to, co zawsze. Żeby nie być sam. Niech ktoś zajrzy, przeczyta i poczuje choć trochę tego, co ja. Mam nadzieję, że też zajrzysz. Nie pisałem wtedy o Tobie, ale czułem, że jesteś blisko. Jakaś część mnie odcięła się, ale przecież nie da się tak kompletnie kogoś odciąć. A na pewno nie Kryszny.

Jest wieczór, sobota. Jestem w Polsce, w małej wiosce, w Pomorskim, razem z Tulasi (co u nas? Super. Kryszna wiedział, czego potrzebuję, żeby jakoś się trzymać). Słucham jakiegoś rocka, Tulasi czyta stare komiksy. Próbuję się odnaleźć, porozmyślać, ale nie pozwala mi na to wielka, zielona mucha, która upatrzyła sobie mój kąt. Brzęczy, obija się o ścianę, lampkę, o mnie… No ale przecież jej nie zabiję...

Trochę pracuję w warsztacie, uczę się stolarki, ale to chyba nie dla mnie. Wiesz, jak cenię wolność, a ciężko być wolnym przy rodzinie, a na dodatek w rodzinnym biznesie. Niewiele się zmieniłem pod tym względem. A pod innym? Sam nie wiem. Na pewno przybyło mi siwych włosów i chyba nie pcham paluchów do ognia tak szybko, jak dawniej. Ale ogólnie rzecz biorąc to ciągle ja.

Znów próbuję odnowić życie duchowe. Wiesz, jak to ze mną jest: próbuję, później próbuję jeszcze bardziej, później osiągam szczyt próbowania i na jakiś czas kończę próbowanie, nabierając sił do następnej próby. Jak tym razem? Chyba podobnie, choć czuję, czy raczej mam nadzieję, że z każdym podejściem jest trochę lepiej.

Poznałem fajną osobę. „Poznałem” to trochę duże słowo, jak na kontak emailowy. Znasz Leśnego Swamiego? Zaczęło się od tego, że natknąłem się kiedyś na kilka jego wykładów na CD. Trochę posłuchałem, a później CD leżały w szufladzie chyba z dwa lata, czekając aż znów je wykopię. No i wykopałem. Trochę z ciekawości, a trochę z nadzieją, że znajdę coś, co zbliży mnie choć trochę do Kryszny… Eee tam, ściemniam. Nie chodziło mi o Krysznę (przynajmniej nie bezpośrednio). Potrzebowałem spokoju, ulgi, wolności.

Zacząłem słuchać jego wykładów na spacerach nad rzeką, albo rowerowych wycieczkach po górskich szosach. Powiem ci, że mądrze gościu gada:). Wie wszystko o Krysznie, świecie duchowym, odpowie na każde pytanie, a poza tym ma coś w sobie, coś co wzbudza zaufanie. Nie do końca wiem, co, ale próbuję to odkryć. Leśny Swami. Myślę, że tego brakuje mi najbardziej, Pavitramji – towarzystwa Vaisnavy.

Spytasz pewnie, co z naszym Guru Maharajem. Nie będę Cię oszukiwał – nasze drogi rozeszły się na dobre. Myślę, że było w tym sporo mojej winy – Guru jak Kryszna: odwzajemnia się na tyle, na ile mu się oddajesz, a ja nie mogłem. Za bardzo się różniliśmy. Oczekiwałem od niego rzeczy, których nie mógł mi dać. Wiesz, co jest najważniejsze dla niego. Ten ruch. Nie potrafiłem patrzeć jego oczami. Dla mnie najważniejszy pozostał indywidualny rozwój. I jeszcze, żeby widzieć Mistrza, jako najlepszego przyjaciela, a nie generała. Nie, tak jak kiedyś, kiedy biegaliśmy za nim i wołali „guruji! guruji!", ha, ha, pamiętasz?

Chciałbym czuć głęboko w sercu braterstwo i pełne współporozumienie, dzielić wizję… i wiesz jeszcze co? Żeby tej osobie zależało na mnie, żeby moje życie duchowe było dla niej najważniejsze, nie instytucja, misja… Myślisz, że mam za duże oczekiwania? Całkiem możliwe, ale coś Ci powiem – nie interesuje mnie nic mniejszego. Bycie częścią „Kościoła”? To już przerabiałem. Z Kryszną też się teraz nie zaprzyjaźnię. Na tym etapie jestem bez szans, mrzonka. Uważam, że jedyną szansą na postęp dla mnie jest zaprzyjaźnienie się z Vaisnavą. Mówię o przyjaźni przez duże „P”. Niech Cię nie boli, Pavitramji. Jasne, że jesteśmy przyjaciółmi (mam taką nadzieję), ale piszę tutaj o czymś innym. Myślę, że rozumiesz. Kto jak kto, ale Ty zawsze byłeś mądrzejszy ode mnie. I mam nadzieję, że ciągle jesteś i wybaczysz mi wszystko.

No więc duże „P”. Czy myślę, że to Leśny Swami? Nie mam pojęcia. Zobaczę. Co mam do stracenia? Czekam więc na spotkanie. Zżera mnie niecierpliwość, tym bardziej, że czuję się teraz uwiązany w tej pracy i nie mam ani grosza, żeby się wyrwać, ale samo czekanie też ma wyższy sens. Jeśli szczerze się czegoś pragnie, to Los, Gwiazdy, czy nawet sam Kryszna pokierują tak, jak trzeba.

Uff… Rozpisałem się. Aż mi się odcisk na palcu zrobił od długopisa. No ale myślę, że należało Ci się trochę wyjaśnień. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Odpisz, proszę. Chcę, żebyś wiedział, ile znaczy dla mnie Twoje zdanie.

Pozdrawiam Cię serdecznie, przyjacielu i czekam na list.

Twój, błagający o przebaczenie sługa
Madhavendra


2 comments:

  1. "Leśny Swami" - ładnie.
    chyba domyślam się o kim mówisz ;)

    ReplyDelete
  2. Chyba dobrze się domyślasz:)

    ReplyDelete