Sunday 30 May 2010

Krople 1


Krople 1
Czytając Krishna Kathamrta Bindu

19.08.2008

Zaczęło się od refleksji, że pisanie nakierowane na jakąś konkretną ideę, może być bardziej skupione i treściwe. Pisząc zwykły dziennik, który zresztą będę kontynuował, idę w różnych kierunkach i jest w tym moc; mogę się otworzyć, pojawiają się różne pomysły i kierunki. Z drugiej strony chciałbym sprawdzić, jak to jest wybrać jedną rzecz i spróbować wejść w nią głębiej.

Później znalazłem na mailu kolejny numer „Krishna Kathamrta Bindu” i po przejrzeniu zawartości postanowiłem zebrać i wydrukować wszystkie numery, jakie do tej pory wyszły. Wczoraj w Bielsku znalazłem tanią drukarnię i wydrukowałem dwa tomiska, pełne historii, cytatów, fragmentów książek, wykładów itd. Bindu znaczy kropla (stąd tytuł tego dziennika). Krishna Kathamrta Bindu znaczy więc „Kropla Nektaru Rozmów o Krysznie”.

Nie jest mi łatwo skupić się na jednym, wielkim dziele, jak np. Śrimad Bhagavatam. Jestem zbyt niespokojny, potrzebuję różnorodności. Potrzebuje też swobody i wolnej ręki w podchodzeniu do świadomości Kryszny. To co chcę tutaj zrobić, to nieocenzurowany, spontaniczny poligon, na którym będę próbował zapisać wrażenia i przemyślenia wynikłe z czytania kolejnych numerów KKB. Nie chcę w pisaniu narzucać sobie żadnej formy, zasad i systemu. Chciałbym, żeby to było coś w rodzaju duchowego relaksu, gdzie bez wewnętrznego policjanta, będę mógł popłynąć, starając się łapać w żagle wiatr świadomości Kryszny.

Czy mi się uda? Jestem pewny, że nie zawsze. Nieraz mój „wiatr” nie będzie miał pewnie nic wspólnego z Kryszną, innym razem utknę po prostu na mieliźnie suchej analizy. Co zrobić. Nie ma problemu. Jestem otwarty na wszelkie doświadczenie, a jeśli wbrew temu, co sobie wyobrażam, nie jestem, to proszę Cię Kryszno i was, Waisznawowie, pozwólcie mi się przebić przez moje ograniczenia i pomóżcie mi osiągnąć głębszą duchową wizję. Wybaczcie mi też błędy i obrazy, jakie być może popełnię. Przysięgam, że będą one wynikały nie z moich złych intencji, ale ze szczerych, choć nieudolnych wysiłków w zgłębieniu duchowej wiedzy i wzbudzenia w sobie choć odrobiny oddania dla Kryszny.

„Obecnie stworzyliśmy tak wiele świątyń i wielbicieli, ale boję się, że jeśli będziemy rozwijać się w ten sposób, osłabi nas to i stopniowo nasza esencja zniknie. Tak jak mleko. Możemy rozrabiać je coraz bardziej z wodą, ale w pewnym momencie nie będzie to już mleko. Lepiej jest je gotować, co uczyni je gęstym i słodkim.”
List do Hamsadutty (Śrila Prabhupada)

Czy to co teraz robię to odparowywanie mleka, czy rozrabianie go wodą? Jestem świadom swoich wad (pewnie tylko ich małej części), wiem jednak, że mimo wszystko, pomimo moich niedociągnięć, wiem, że przynajmniej teoretycznie przyjąłem najwyższy ideał i samo to sprawia, że jestem na właściwej ścieżce.

I teraz siedzę tutaj, pod jesionem, który wygląda jak pozostałość z czasów dinozaurów. Jest ciepły, sierpniowy dzień, choć podmuchy chłodniejszego wiatru i jeszcze coś innego, nieuchwytnego w natężeniu zieleni i zapachu powietrza, zapowiadają nadchodzącą jesień.

Prabhupada mówi, żeby gotować mleko. Chcę spróbować. Nie chcę utknąć w sierpniowym dniu, kolejnego roku, kolejnej iluzji. Mam głęboko odbite w sercu wrażenie nieskończonych wspomnień, nieskończonej ilości takich dni, które czasami odbijają się echem w moich snach, jak np. ten daleki dźwięk piły motorowej, trochę bliższe pianie koguta, gruchanie gołębi w gołębniku Łukasza. Wszystko kiedyś już było. Chcę wreszcie prawdziwego świata, z prawdziwymi ludźmi i zajęciami. Dlatego próbuję być wielbicielem. Czy moją jedyna motywacją jest zmęczenie światem materialnym i pragnienie wolności? Nawet jeśli tak, to zawsze to jakiś początek.

W notce redaktorskiej, redaktor KKB pisze, że stworzył ten magazyn, żeby wypełnić pustkę powstałą z niemożności częstszego publikowania magazynu „Śri Krishna Kathamrta”. Czytając to, przypomniałem sobie Sambę i Savitę. To Samba pożyczył nam kilka numerów tego pięknego czasopisma. Był uczniem SDG, ale bardzo inspirował go Gaur Govinda Swami i chyba uznawał go za swojego śiksa guru. Lubiłem go słuchać (Samby). Jego obecność dawała mi wrażenie normalności, której wtedy, w Nueva Vraja Mandali bardzo mi brakowało. Gdyby nie on, pewnie nie zostalibyśmy tam z Tulasi aż półtora roku.

*********

Skończył się gaz w kuchni i Tulasi wezwała mnie na pomoc w dokończeniu obiadu. Napaliłem w piecu i przyniosłem dwa koszyki drewna. Nikogo nie ma w domu, reszta rodzinki pojechała do Rajczy na zakupy, a Ania w górach z przyjaciółmi. Tulasi skorzystała z okazji i w całym domu rozbrzmiewają dźwięki bhajanu z Woodstocku, BB Govindy Maharaja. Przenoszę się z pisaniem tutaj. Pod jesionem, pomimo ciepła i zieleni łapie mnie chandra. Wolę posiedzieć przy dźwiękach świętego imienia, w towarzystwie wielbicielki. (Rzadko myślę o Tulasi jako o Waisznawi. Na co dzień Tulasi to po prostu… Tulasi.)

Gaur Govinda Maharaja mówi: „Nie ma różnicy pomiędzy imieniem Kryszny, a Kryszną. Cintamani znaczy pragnienie. Imię da ci wszystko, czego pragniesz. Krsna-nama cintamani anadi cinmaya- święte imię jest duchowe, transcendentalne, bez początku i bez końca.”
Z całego fragmentu najbardziej przyciągnął mnie ten kawałek. „Święte imię da ci wszystko, czego pragniesz.” Czego pragnę? Całkowitej harmonii i spokoju. Żywej harmonii, pełnej wydarzeń i osób. Czy kiedy intonuję, myślę o tym? Czy też myślę, żeby nie mieć żadnych pragnień, oprócz pragnienia osiągnięcia Kryszny? Czasami jedno, czasami drugie, a najczęściej próbuję po prostu wymantrować swoje rundy, jako obowiązek.
Święte imię. Potrzebuję więcej wiary i smaku. Jeśli będę wierzył, że w tych sylabach jest Kryszna… Wyintonuję dodatkową rundę.

Święte imię nie jest suchym dźwiękiem, któremu musimy złożyć w daninie czas, który w innych okolicznościach moglibyśmy poświęcić smakowaniu świata. Święte imię jest pełne wszystkich możliwych smaków.

************

Przeczytałem historię o tym, jak jeden z dwunastu Mahajanów, Maharaja Janaka chciał wyzwolić z piekła wszystkie, cierpiące tam dusze.
Kiedy Maharaja Janaka opuścił ciało, przyleciał po niego samolot z Vaikunth i kiedy przelatywali niedaleko piekła, dusze, które tam cierpiały, poczuły dotknięcie wiatru, który wcześniej dotknął Maharaja. Sprawiło im to niewysłowioną ulgę i poprosiły go, żeby został z nimi. Maharaja Janaka poczuł takie współczucie, że bez wahania się zgodził i usiadł pod bramami piekła.

Współczucie. Jak dużo mam go w sercu? Dużo dla siebie, trochę dla najbliższych, prawie nic dla „obcych” i jakieś abstrakcyjne dla świata. Współczucie jest ważną cechą Waisznawy.

**************

Coś kiepsko mi się dziś pisze. Bez polotu. Nie udaje mi się uwolnić umysłu. Śastry + free writing = not easy. Muszę się przełamywać przez narzucone sobie samemu bariery. Mogę przecież czuć się swobodnie i jednocześnie być świadomym Kryszny.

Na trzeciej i czwartej stronie KKB małe krople. Jedna z ostatnich wypowiedzi Bhaktisiddhanty Maharaja, gdzie mówi, że był surowy tylko dlatego, żeby nakierować umysły ludzi na Krysznę.

W ostatnim akapicie KKB, Śrila Rupa Goswami pisze:

„Chociaż bardzo słodki strumień Twoich transcendentalnych rozrywek płynie wartko poprzez Purany, cielę mojego umysłu weszło do dziury, żeby pić truciznę materialnego szczęścia zmysłowego. O Panie cieląt, proszę, powstrzymaj je szybko, kijem Twojej łaski.”
(Astadaśa-cchandoh-stava, tekst 11)

Piękny werset. W takich momentach bardzo żałuję, że nie mam smaku do duchowości i muszę zmuszać się do myślenia o Krysznie i Jego wielbicielach. Kiedy się zmuszam, moje słowa są sztuczne, ale kiedy jestem naturalny, Kryszny jest w tym tyle co na lekarstwo. Proszę Cię Kryszno o pomoc w zrozumieniu jaki jest mój poziom i jak mogę ruszyć dalej.



No comments:

Post a Comment