Saturday 29 May 2010

11 dni - 1



11 dni -1

(dziennik modlitwy i zapiski z Woodstocku)

Dzień pierwszy
wczesny wieczór

Ok- już czas popracować nad pismem. Przecież nie będę w stanie rozszyfrować tych bazgrołów.

Miły wieczór. Za oknem deszcz i wiatr, a tutaj ciepła atmosfera. Zapaliłem kadzidełka (maha-prasadam od Gaura Nitai z Warszawy), cichutko gra bhajan… Niedawno dowiedziałem się, że sannyasin, który go śpiewa wyrażał się obraźliwie o Śridharze Maharaju. Włączyłbym inną płytę, ale Tulasi bardzo lubi jego bhajany i nie chciałem jej zniechęcać, więc nic nie powiedziałem. Poza tym, czy mam prawo go oceniać? Skąd mogę wiedzieć jakich lekcji się nauczył i gdzie jest teraz? (Nie żyje od jakichś dwóch lat.) Niech więc śpiewa i niech jego głos będzie po prostu pamiątką moich wspomnień, z czasów kiedy byłem jeszcze niewinny.

Skończyłem czytać „Passing Places, Eternal Truths” SDG (Satsvarupa das Goswami). Naprawdę duża inspiracja; i do pisania i do szczerego wysiłku w sadhanie, do wyrzeczenia. Cieszę się, że mam spory zbiór jego książek, które udało mi się kupić w przecenie z Radhadesh. Ciekawe, czy teraz, kiedy wiadomo już o jego upadku, w ogóle sprzedaje się jego książki w świątyniach. Cokolwiek by się nie wydarzyło, będę mu zawsze wdzięczny za jego książki i za pomoc, którą dzięki nim dostałem.

Chciałbym zacząć pisać coraz więcej. Widzę jaką daje mi to radość i spokój, za którym cały czas tęsknię. Kiedy piszę, to mam wrażenie, że wchodzę we własne tempo, w naturalny dla siebie wymiar, w którym świat porusza się tak jak powinien. No a kiedy nie piszę, jest całkiem na odwrót; wszystko pędzi, czuję się jak źdźbło słomy na rzece, nie w swojej skórze i nerwy zjadają mnie tak bardzo, że czasami próbuję uciszyć je alkoholem, albo ganją. Szkoda, że nie przygotowałem się do Camino de Santiago w taki właśnie sposób; pisząc, wyciszając się, rozmyślając.

Z drugiej strony wierzę, że Camino było dokładnie takie, jakie powinno. Po prostu zwykłe, ludzkie, czasami „małe”, gdy nie walczyłem ze swoimi słabościami, unikałem heroizmu, ale za to próbowałem być jak najbardziej otwarty na sytuacje i ludzi, próbując dostrzec w nich odbicie siebie i Kryszny. Rozumiem, że to nie są bhaktowie, ale to mnie od nich nie odcina. Wszyscy jesteśmy wędrującymi, smutnymi duszami, które próbują znaleźć drogę do domu. Co odróżnia bhaktę od niebhakty? Tylko jedna rzecz- fakt, że kiedyś na obecnego bhaktę, który wtedy był „niebhaktą” spojrzał inny bhakta i przekazał mu iskrę śraddhy. Zamiast więc myśleć „my i oni” powinniśmy widzieć, że jesteśmy tacy sami i że kiedyś jakiś Waisznawa zobaczył w nas po prostu duszę i dał nam nasionko bhakti. Oczywiście, bez naiwności, madhyama wie, kogo może nauczać, a kogo musi unikać. Osobiście próbuję przyjaźnić się z dobrymi osobami.

Chcę spróbować wprowadzić do swojego pisania więcej Kryszny. Nawet jeśli nie ma Go teraz zbyt wiele w moich myślach, to przecież jeśli będę próbował o Nim myśleć i pisać, to stanie się u mnie częstszym gościem niż ostatnio. Mogę spróbować pisać modlitwy, czy po prostu rozmawiać z Nim (czy raczej mówić do Niego). Przecież to takie proste. Dlaczego tak ciężko jest mi do tego dojść?
Na początku będzie ciężko. Nie robiłem tego już od dawna…

Witaj Kryszno…
Wszystko w środku mówi mi,
że nie mam prawa zwracać się do Ciebie
bezpośrednio.
Przecież nie wzniosłem się nawet
ponad najprostsze problemy,
jak seks
czy zazdrość.
Ale druga strona mówi mi,
że lepiej próbować być bliżej,
nawet bojąc się ośmieszenia,
niż samemu płynąć na fali samsary,
z daleka od Ciebie.
Czy jesteś moim przyjacielem?
Wstyd mi bardzo.
Wstyd, że zwracam się do Ciebie.
Trochę się cieszę z tego wstydu-
może to znak, że jestem szczery…
ale jednak bardziej jest mi wstyd.

Kryszno- ułóż moje życie tak,
żebym zbliżył się do Ciebie.
Widzę, że kiedy idę sam,
to tak naprawdę stoję w miejscu,
gram swoją karmiczną rolę.

Ześlij mi guru, proszę,
to wtedy nie będę musiał się tak wstydzić,
zwracając się do Ciebie;
po prostu usiądę u jego stóp
i będę wiedział,
że on to jakoś załatwi.

No comments:

Post a Comment