Szafranowe stronice 62
15.07.1998 Kraków
Jak zwykle, gdy zaczynają się kłopoty, to
siadam i piszę. Jeśli ktoś kiedyś przeczyta te notatki, to stwierdzi, że 99%
mojego życia w Iskconie to problemy, a to przecież nieprawda.
Co tym razem? X. mataji. Od dawna czułem
do niej jakąś atrakcję, ale unikałem medytowania o niej, zresztą będąc ciągle w
ruchu (na sankirtanie) nie miałem okazji. Kiedy jednak zamieszkałem w świątyni,
powoli coś zaczęło się dziać. Lekceważyłem to i tak krok po kroku… Coraz
częściej zaczęliśmy się spotykać, to w kuchni, to w świątyni, i coraz bardziej
się przywiązałem. Nie obwiniam jej, nie miała na pewno złych motywacji, to moja
wina, że tak wpadłem. To gorsze niż to zauroczenie sprzed roku. Wtedy łatwiej
było mi dojść do tego, że to zwykłe pożądanie, że nie ma w tym sensu. Teraz
jednak jest gorzej. Moje pragnienie musiało być głebokie, bo Kryszna zaczął
aranzować sytuacje, które dawniej się nie zdarzały. Na przykład napisałem
artykuł do Pada Sevanam. X mataji przeczytała go i zaczęła mnie wychwalać z
podziwem w oczach. Każde słowo trafiało na podatny grunt, prawie fizycznie
czułem, jak wzmacniają się korzenie przywiązania. To jeszcze nic. Ostatnio
podeszła do mnie i spytała, czy będę czasami jeździł na sankirtan, bo jeśli
tak, to mogę jeździć z nią, ponieważ zostaje w świątyni, nie będzie już na
podróżnym sankirtanie, ale fajnie byłoby niekiedy wyskoczyć z książkami.
Nie jarzę tego. Czy ona mnie uwodzi, czy
też w jej niewinnej głowie nie pojawia się myśl, że dla brahmacarina
towarzystwo tak atrakcyjne dziewczyny to niełatwa rzecz do przetrawienia? Tak
czy inaczej jestem w proszku. Pozwoliłem przywiązaniu rosnąć po troszeczce, aż
w końcu okazało się, że jestem po uszy w mayi i nie mogę się wydostać.
Przez kilka tygodni po inicjacji starałem
się być świadomy Kryszny, robiłem wysiłek, jak nie wiadomo co, i było w
porządku. Czułem, że daję z siebie wszystko i Kryszna jest zadowolony. Teraz
natomiast czuję się jak oszust. Zdradzam guru maharaja, nie potrafiąc (nie
chcąc) przerwać tej sytuacji. No ale co mam zrobić? Powiedzieć jej: „sorry, ale
nie mów do mnie i na mnie nie patrz, bo sie zakochałem”? Nie sądzę. Mam
wyjechac do swiątyni w Warszawie? Też nie mogę. Guru maharaja dał mi służbę
tutaj, aż do wyjazdu do Irlandii.
No to jestem uziemiony. Jeżeli ona zrobi
jeszcze jakiś krok, żeby nawiązać relację, to nie dam rady się oprzeć. Czyli
jednym słowem kaszana na maksa. Kryszno – help!
16.07.1998 Kraków
Dziś uświadomiłem sobie, jakim draniem
jest umysł. Pojechałem na orzeszki z X. mataji. Całe japa myślałem o naszej
wspólnej wyprawie, umysł nie dawał mi spokoju. Wyobrażałem sobie, że zmieniam z
nią aśram, razem nauczamy, mamy świadome Kryszny dzieci, itd. Masakra jakaś.
Czułem się strasznie nie fair wobec guru maharaja i Kryszny.
Gdy po śniadaniu wsiadałem do samochodu,
zacząłem zdawać sobie sprawę, jaki ze mnie idiota. Pierwszy sygnał otrzymałem,
gdy mataji otworzyła dla mnie tylnie drzwi, a nie przednie, jak oczekiwałem.
Naburmuszony usiadłem więc na tylnim siedzeniu. Nie zaczęła też przyjaznej
rozmowy, jak oczekiwałem, ale włączyła wykład. Większość drogi przejechaliśmy w
ciszy. Jednym słowem trzymała właściwy dystans, jak powinno być pomiędzy brahmacarinem
i brahmacarinką. Pod koniec zaczęliśmy rozmawiać o sytuacji w świątyni, o
nauczaniu, o guru maharaju. Coraz jaśniej zacząłem zdawać sobie sprawę, jak
fałszywy był obraz, który zbudował mi się w głowie. Wyprojektowałem po prostu
własne anarthy na nią. Jedyne o czym mówiła, co ją interesuje, to nauczanie.
Nauczanie nowych ludzi, nauczanie bhaktów, itd. Najgorsze, że rozmawiał ze mną,
jakbym był na jej poziomie, a gdzie mi tam jest do niej?
Zdałem sobie sprawę, ile muszę jeszcze
zmienić w sobie. Ciagle poprawiam bhaktów w świątyni, naprowadzam ich na
ścieżkę etykiety i standardów, a sam jestem w głębi serca draniem. Ile razy
sczyściłem Grześka, że pożądliwie popatrzył na mataji, a sam robię to samo. Nie
tędy droga.
Kryszno, proszę, ogarnij ten mój bałagan,
bo sam nie potrafię.
17.07.1998 Kraków
Ugotowałem dziś obiad. Znów wyszły
nektary. Zrobiłem alu patrę. Mataji X. powiedziała, że tylko dwa razy w życiu
jadła tak dobrą alu patrę. Eh. Wszyscy zresztą chwalili prasadam. Żeby ukrócić
trochę fałszywe ego i wymazać z umysłu fakt bycia jednym z dwóch najlepszych na
świecie alu patra makers, pomyślałem,
że dobrze byłoby wjść na bloki z książkami. Nic tak nie robi na ego, jak porcja
dobrych kopów „na syfach” (jak w slangu nazywa się sankirtan blokowy). Tak też
zrobiłem. Kop za kopem. Po kilku
godzinach wróciłem do świątyni zmęczony, ale zrelaksowany.
To zabawne. Napisałem wczoraj artykuł do
Pada Sevanam, żeby nie ulegać takiemi nastawieniu, a teraz sam to robię. Teraz
leżę już w śpiworze i słucham jakiegoś bhaktowskiego roka. Kula Shaker. Nie mam
pojęcia o czym śpiewają, ale dają czadu.
19.07.1998 Kraków
Tęsknota i pragnienie. Wieczór, niedziela.
Zastanawiam się, za czym tęsknię. Czy za X. mataji? A może tylko za czymś, co
sobie wymyśliłem, za jakimś abstrakcyjnym marzeniem? Wizja spokoju, bliskości,
bezpieczeństwa, normalności. Motyw przewodni tych wszystkich żyć, ten
nieuchwytny cel, pragnienie, żeby znaleźć nektar i zatrzymac go w czasie.
Problem jest taki, że w materialnym świecie nic się nie da zatrzymać na dłużej.
To spala serce. Jestem świadomy, że to rozdarcie i pragnienie, które czuję, to
nic nowego. Milionowe deja vu. Jedna część mnie chce się od tego wyzwolić,
druga natomiast myśli, że można by spróbować jeszcze raz, może tym razem się
uda znaleźć raj na ziemi? Znaleźć to utulenie, spokój, bezpieczeństwo.
Chciałbym zasnąć i obudzić się już po
drugiej stronie, z Kryszną, chłopcami pasterzami, krowami, nie pamiętając nic z
tego ziemskiego zamieszania.