Saturday 29 May 2010

11 dni - 7



11 dni - 7
(dziennik modlitwy i zapiski z Woodstocku)

Dzień siódmy - Woodstock

około 11:00

Dojechaliśmy przed siódmą, czyli z kilkugodzinnym opóźnieniem. Pierwszy raz od Camino miałem okazję oglądać wschód słońca. W nocy udało mi się nawet przespać parę godzin, nie było zbyt wielkiego tłoku. Rano, po rozbiciu namiotu zorganizowałem półtoralitrową butelkę po wodzie i wziąłem pełen prysznic w zimnej wodzie. Rokosz. Na śniadanie poszliśmy na ruskie pierogi i pieczone ziemniaki, ale to był ostatni raz jak tam jedliśmy. Raz, że drogo, dwa- za dużo mięcha dookoła i nie wiem na ile to jedzenie jest czyste. Będziemy stołować się u bhaktów. Pół godziny temu otwarli Pokojową Wioskę Kryszny (od teraz PWK). Zrobiliśmy z Tulasi pierwszy obchód. Prawie nikogo nie znamy. Wszyscy mówią po rosyjsku. Ze znajomych spotkaliśmy Acyutę, z którym jedyny kontakt polega na jego próbie sprzedania nam książki i naszej odmowie, która gasi jego zainteresowanie nami. Co zrobić, taki już jest, nie chowam urazy.

Tulasi powiedziała, że zawsze ciężko jej jest wejść pierwszy raz do PWK, ponieważ od razu czuje silny podział na „my i oni”.

Nie chcę narzekać. Gdyby nie bhaktowie, pewnie w ogóle nie chciałoby mi się tutaj przyjeżdżać. Będę próbował wejść w duchowy nastrój. Przecież nie wierzę już w utopię, dlaczego więc dotykają mnie pewne rzeczy? Świadomość Kryszny tu jest, nawet jeśli czasami jest trochę przykryta. Bhaktowie rozdają prasadam. Pan Jagannatha, Baladeva i Subhadra siedzą na wozie, czekając na Ratha-yatrę. Rama Acyuta rozprowadza książki Śrila Prabhupada. Magia jest w powietrzu, trzeba się tylko do niej dostać. Może, któregoś z tych dni, ktoś inny, tak jak ty przypomni sobie Krysznę. I kiedy on będzie widział światło, każde słowo będzie dla niego śpiewem, a każdy krok tańcem, ty będziesz dostrzegał tylko obojetność, chłód, czy biegających w pasji bhaktów? Z kim będzie coś nie tak? Z nim, czy z tobą?

Kryszno, pozwól mi dostroić się do Twojej melodii. Jestem tak bardzo przykryty, że moje oczy widzą tylko odbicie prawdziwych rzeczy. Pozwól mi zobaczyć co dzieje się naprawdę. Jak wibrująca dookoła transcendencja wlewa się w serca ludzi.

To co mówię jest trochę nawiedzone? Możliwe, ale nie chcę utknąć w trywialności. Ostatnie kilka dni przeprowadzam eksperyment; na ile mogę zbliżyć się do Kryszny, jeśli znów będę robił szczery wysiłek. Potrzebne jest do tego laulyam, czyli silne pragnienie łaski Kryszny, ale skoro go nie mam, mogę przynajmniej się o nie modlić. Modlić się o doświadczenie transcendencji, tak jak na początku, kiedy każdą rundę mantrowało się z nadzieją, że w którejś z nich Kryszna musi się w końcu objawić.

16:17

Siedzimy całą paczką w PWK, która w tym roku przechrzciła się na Małe Indie. Dziesięć metrów od nas stoi Hari Śauri Prabhu. Sługa Śrila Prabhupada przez ostatnie dwa lata jego życia. Kawał historii w tak małej osobie. Ciekawe, gdzie ja będę za 30 lat. Jaką historię będę miał do opowiedzenia.

Za chwilę na scenie ma wystąpić grupa teatralna, ze sztuką o Bhagavad-gicie, w reżyserii Bhakti Margi Swamiego. Mam nadzieję, że to będzie dobre; Ania bardzo zainspirowała się do tego przedstawienia…

Długi wstęp muzyczny i dźwięk konch… Bhaktowie w czarnych strojach. To chyba spotkanie wojsk Kaurawów i Pandawów… Chyba jednak nuda. Ciężko zrobić przedstawienie z Gity. Nie ma tam zbyt dużo akcji… Hmm, powoli się rozkręca. Moment z czerwonym samochodem ma trochę dynamiki. Trzeba by to jednak dopracować. Widać, że bhaktowie pracowali nad tym tylko trzy dni. Gdyby mieli na to więcej czasu to może… Przydałby się prawdziwy aktor i reżyser, jak np. Sirna z Krakowa. Kiedy on brał się za reżyserowanie, to spokojnie mogliśmy wystawiać jego sztuki na jakimś konkursie… Fragment z formą kosmiczną zbyt histeryczny. Ania mówi, że jeśli nie wie się nic o Krysznie to można się Go przestraszyć. Ma rację. Po co, szczególnie na programie otwartym skupiać się na przerażającym aspekcie Kryszny?

Eh, nic nie poradzę, kiepścizna. Rozumiem wysiłek wielbicieli itd., ale nie można zniechęcać ludzi czymś takim. Kończę relację z przedstawienia.

Trochę później.

Ramana Reti Prabhu robi mi horoskop.

Będę musiał później jakoś uporządkować moje notatki z horoskopu. To był naprawdę miły akcent po przedstawieniu, które wyprowadziło mnie trochę z równowagi. Ramana Reti to miły i personalny wielbiciel. Przemyślę później wszystko, czego się od niego dowiedziałem. Mieliśmy trochę problemów z porozumiewaniem się, ale jakoś nam się udało łamanym angielskim i rosyjskim. Ciekawe było to, że rzeczy, które powiedział, zgadzały się bardzo blisko moimi rozkładami Tarota i z czytaniami chiromantycznymi, które kiedyś robiła mi Tulasi. Podobało mi się jak szczerze próbował nakierowywać mój horoskop na służbę oddania i służenie Waisznawom, bez nahalności i zniekształcania informacji. Od bhaktów prosił tylko o dotację. Najpierw planowałem zostawić mu 20 złotych, ale po 40 minutach z czystym sumieniem zostawiłem 40.

Za chwilę na scenie zaczyna się występ jakiegoś zespołu. Ahimsa- grupa niemiecko-szwajcarsko-indyjska. To może być fajne. Dosyć długo się stroją. Widzę table, mrdangę, skrzypce indyjskie i gitarę, która brzmi trochę jak sitar.

21:50

Leżę już w namiocie. Tulasi i obie Anie poszły jeszcze poskakać przy Village of Peace (które teraz nazywa się jakoś inaczej), ale mi się chciało poleżeć i poczytać choć przez chwilę książkę. Lubię leżeć w namiocie, w środku takiego zamieszania i hałasu. To uczucie podobne jest do radości z bycia w suchym i przyjemnym pokoju, kiedy za oknem szaleje burza z piorunami, Jesteśmy rozbici dosyć blisko PWK, tak że mogę ciągle słyszeć muzykę i udaje mi się nawet rozpoznać niektóre piosenki.

Spotkałem dziś Mucukundę., który po pięciu latach wrócił z Indii i Viśvarupę, zachowującego się jak pełen energii młodzieniec. W południe wpadłem też na Madhava. Przywitaliśmy się z uśmiechem, poznał mnie ze swoją narzeczoną; bardzo miła i ładna dziewczyna. Myślę, że pomimo naszej „historii” bylibyśmy w stanie bardzo dobrze dogadać się z Madhavem w realu. Niestety Vrinda to nasz jedyny środek komunikacji, a doświadczenie pokazuje, że ciężko jest nam tam dojść do porozumienia.

Miło wspominam też rozmowę z Atimartią. Widzimy się bardzo rzadko, raz na kilka lat i tak naprawdę nie łączy nas żadna historia, ale czujemy do siebie sympatię. Za każdym razem, kiedy się na siebie natkniemy, mamy moment szczerej i serdecznej rozmowy. Fajny z niego gość. Bardzo bezpośredni i szczery, a to dla mnie najważniejsze.

Wszystko byłoby super, gdyby nie wciskający się wszędzie pył. Mam nadzieję, że jutro będzie lało. Uniknęlibyśmy w ten sposób pyłu, a przed deszczem można przecież uciec do namiotu, albo do PWK.
Przepraszam Bhakti Margę Maharaja, że tak skrytykowałem jego przedstawienie, ale to było naprawdę kiepskie. Ciągle jednak mówił o Krysznie, a to jest przecież najważniejsze, nawet gdy szwankuje forma.
Poczytam jeszcze SDG, w świetle latarki i pewnie zaraz zasnę. Haribol.



No comments:

Post a Comment