Saturday 29 May 2010

11 dni - 8



11 dni - 8
(dziennik modlitwy i zapiski z Woodstocku)

Dzień 8 - Woodstock

7:35

Wyintonowałem swoje żebracze cztery rundy. Czasami słuchałem, a czasami nie, jak zwykle. Zapowiada się kolejny, gorący dzień i raczej nie ma co oczekiwać deszczu. Robi się coraz gęściej od namiotów i wydaje się , że większość ludzi przyjedzie dzisiaj. Kiedy mam swój kąt, to dobrze się czuje wśród takiej ilości ludzi. Lubię ruch i świadomość możliwości nieograniczonej liczby interakcji z innymi. Innymi słowy- wszystko się może zdarzyć. Pewnie dlatego wolę miasto od wsi. Wcale nie z powodu udogodnień, kin, czy sklepów, ale właśnie z powodu ludzi.

Tulasi wróciła wczoraj chyba po północy. Najpierw z Aniami były na koncercie dawnego VOP, a później z dwie godziny tańczyły w kirtanie Bhakti Brindy Govindy Maharaja. Pamietam, że miałem kiedyś jego kasetę i bardzo ją lubiłem. Maharaja ma talent do kirtanów.

Dużo myślę o wczorajszym horoskopie. Potwierdził wiele rzeczy, o których myśłałem wcześniej. Prawdziwe spełnienie mogę znaleźć działając zgodnie ze swoją naturą, która, według znaków na niebie i ziemi na pewno nie jest mieszanie w garach. Powinienem w jakiś sposób uczyć, wpływać na innych słowami. Równocześnie mam potencjał do sztuki. Jedyne co przychodzi mi do głowy to pisanie. Mam pomysł, inspirację, wsparcie gwiazd, ale brakuje mi wiary w siebie. Nie wydaje mi się, żebym umiał dobrze pisać. Kiedy czytam prawdziwych pisarzy i widzę jak dobrze grają językiem, zdaję sobie sprawę jak marne są moje próby. Rozumiem, że mógłbym się rozwinąć, poprawić warsztat, włożyć w to całą swoją energię, ale jak mam to zrobić mając na głowie walkę o ekonomiczne przetrwanie, które leży mi na wątrobie prawie 24 godziny na dobę? No ale ta sytuacja też przecież kształtuje moją osobowość i dzięki niej mam więcej rzeczy do pisania.

Jak napisać wiersz na Woodstocku, o dziesiątej rano, z pustym żołądkiem? Spróbuję. Bądź mężczyzną i nie marudź. Jeśli nie przychodzi ci do głowy nic makrokosmicznego rozejrzyj się po mikrokosmosie…

Nic?

Tulasi powiedziała,
że nawet jeśli wszystko
byłoby lepiej zorganizowane;
żadnych czarnych strojów
i jazzowej muzyki
w sztuce o Gicie
i jeśli bhaktowie byliby
bardziej otwarci do ludzi
to może jednak nic by to nie zmieniło-
młodzież jest teraz zainteresowana tylko zabawą
ma w dupie dociekania o życiu…
Wiem dlaczego może tak myśleć
sam to widzę,
ale nie do końca.
Gdzieś tam w tłumie
błąkają się Poszukiwacze.

12:00

Próbuję wciągnąć się w bhajan, ale chyba za bardzo myślę o tym co będę pisał, tak że nic z tego, nawet chociaż to słodki bhajan, ze skrzypcami, klarnetem, dwoma dziewczynami w chórkach. Właśnie startuje Ratha-yatra, ale nie chce mi się podnosić. Wole posiedzieć tutaj, w PWK i spróbować skrobnąć parę słów, szukając Kryszny.

Szukając Kryszny? Przecież właśnie odjeżdża na wozie, a ty powiedziałeś, że nie chce ci się wstawać… Przecież wiesz o co mi chodzi. Zresztą tutaj też jest Kryszna, w formie świętego imienia i co z tego? Co bym nie robił, jestem daleko od Niego. Nawet jeśli stałby metr ode mnie i tak musiałbym Go poszukać. To droga po bezdrożach „wewnątrz”. Zrobiła mi się tam taka plątanina, że nie wiem jak z niej wybrnąć. Dlatego piszę i modlę się. Nie łudzę się, że uda mi się wydostać w tym życiu, ale nie o to mi teraz chodzi. To co chcę osiągnąć, to spokój wynikający z pogodzenia się z faktem, że jestem bardzo daleko od celu i muszę zaakceptować swoja pozycję.

Waisznawa prowadzący bhajan zaczął śpiewać na jedną z moich ulubionych melodii. Tak mógłby to zaśpiewać tarotowy Głupiec przemierzający beztrosko i smutnie nieznane ścieżki…

Dawno nie myślałem o Tarocie. Dziś i wczoraj. Wczoraj kiedy Ramana Reti czytał mój horoskop zapytałem go o moje ostatnie życie i czy ma ono jakiś związek z niepokojem, który męczy mnie w tym wcieleniu. Odpowiedział, że byłem oficerem wojskowym i w walce zabiłem wiele osób, które przeklnęły mnie w swoim bólu, dlatego teraz wraca do mnie ich strach i cierpienie. Przypomniałem sobie układ Tarota sprzed kilku miesięcy, kiedy spytałem karty o swoje poprzednie życie. Powiedziały mi to samo; byłem ksatryą i ostatecznie zginąłem w bitwie, zostawiając kochającą żonę i dzieci. Z Tarotem jest tak, że czasami się nie klei, ale innym razem karty praktycznie nie pozwalają na żadną inną interpretację, niż ta jedyna. Karty mówią do ciebie (oczywiście nie dosłownie, ale na pewnym niewerbalnym poziomie, kiedy udaje się wejść w kontakt z Anima Mundi). Tak było w przypadku tamtego rozkładu.

Doleciał mnie silny zapach haszyszu i od razu usta napełniły mi się śliną. Dwóch chłopaków o błędnym wzroku kopci fajkę. W jakiś sposób czuję się przyciągany, lubię działanie haszu, ale w tym samym czasie wiem, że na pewno nie chciałbym teraz zaczadzić swojej świadomości. Byłbym wtedy znów sam. Tzn. teraz też jestem sam, ale jestem też kompletnie otwarty na częstotliwość Kryszny. Tak jak wielkie anteny NASA wyczekujące na przekaz od obcej inteligencji- ciągle gotowe, przeczesują przestrzeń kosmiczną. Po trawie wprawdzie czuję się zrelaksowany, rzeczywistość jest ciepła i przyjemna, kontury wygładzone, dźwięki melodyjne, ale jestem wtedy odcięty. Rzeczywistość staje się kompletnie nieobiektywna; choć zmysły postrzegają zewnętrzną rzeczywistość, to zostaje ona tak bardzo przetworzona, że nie pozostaje w niej zbyt wiele z obiektywności. Nie wiem, czy jestem w stanie dobrze to wyjaśnić. Chodzi o to, że ganja pozwala na „wolność” wewnątrz umysłu, ale odcina kogoś od duchowości. Próbowałem mantrować po paleniu i było to jak uderzanie głową w gruby mur.

No więc trzymam się z daleka od uśmiechniętych błogo chłopaków. Jeszcze trochę popróbuję nasłuchiwania przestrzeni kosmicznej. Może gdzieś tam leci sygnał, wysłany specjalnie do mnie. Warto zaczekać. (Myślisz, że usłyszysz coś więcej, niż święte imię, które rozbrzmiewa dookoła?)

Bhajan przejął Bhakti Marga Swami. Widać, że to facet z osobowością. Bardzo dynamiczny i wpływający swoją energią na wszystkich dookoła. Wydaje się, że dziewczyny z chórków przyzwyczajone do romantycznych melodii turowych nie dają rady dotrzymać mu kroku. Wyglądają jak obudzone ze snu księżniczki.

13:40

Jednak dołączyłem do Ratha-yatry i pomogłem w ciągnięciu wozu Pana Jagannatha.





Pomyślałem sobie coś takiego; gdyby przeciętny, „normalny” człowiek wszedł tutaj, na teren Woodstocku, byłaby to dla niego dzicz, efemeryczny twór pełen dziwnie ubranych ludzi, religii, odurzenia i brudu. Taka osoba, z ulga wróciłaby do swojego uporządkowanego świata. Gdybyśmy jednak mieli maszynę czasu, dzięki której moglibyśmy oglądać zmieniające się epoki, ideologie, marzenia, religie, wyglądałby to tak samo – koczowniczy obóz, w którym nic do siebie nie pasuje i nie wiadomo jakim cudem trzyma się to jeszcze kupy. Mędrcy tak muszą postrzegać Kali-yugę.

Jestem zamknięty w małym świecie swoich zmartwień, uważając się za centrum wszechświata, gdy tymczasem to wszystko jest zmienne i nieznaczące. Jeszcze parę lat i moje życie będzie wspomnieniem. trochę więcej i upadną obecne imperia, a powstaną nowe, w końcu umrą wszechświaty, żeby wkrótce powstać na nowo. Zdaję sobie sprawę, że nie da się żyć myśląc o tym bez przerwy, ale czasami dobrze jest sobie to przypomnieć, chociaż na chwilę. Modlitwa do Kryszny staje się wtedy łatwiejsza. Jak można nie modlić się szczerze, kiedy ktoś zda sobie sprawę, że jest tylko znikomym pyłkiem rzucanym przez wiatr?

Jeszcze jedna obserwacja związana (w pewnym sensie) z Bhakti Margą Maharajem. Kiedyś, kiedy spotykałem jakiegoś Swamiego, guru, czy w ogóle starszego Waisznawę, od razu obdarzałem go automatycznym zaufaniem, bez względu na pierwsze wrażenie, odczucia itd. Teraz jest inaczej. Spotykając kolejnego Swamiego, najpierw czuję duży dystans i dopiero z czasem, słuchając tego jak mówi i jak się zachowuje, jestem w stanie obdarzyć go zaufaniem. Do pewnego stopnia żałuję utraconego „dzieciństwa”… Ok., pisałem, że już nie jestem utopistą. Dobrze jest być ostrożnym i podejmować swoje decyzje w oparciu o serce wzmocnione rozsądkiem.

Śridhara Maharaja zwykł mówić „suspection leads to suspension”, czyli „podejrzliwość prowadzi do zawieszenia”. Chodziło mu o to, że jeśli będziemy ufali tylko rozsądkowi, odrzucając głos serca i wątpiąc we wszystko, czego nie możemy bezpośrednio sprawdzić, nie będziemy mogli doświadczyć postępu duchowego. Myślę, że jak na razie udaje mi się zachować umiar.

18:24

Niesamowity bhajan bhaktów z Manipur. Prowadzi jakiś starszy Waisznawa, którego widziałem wcześniej zbierającego śmieci w PWK. Śpiewa stare oryginalne melodie, których wprawdzie nie da się powtórzyć, ale są tak piękne, że mógłbym siedzieć tu godzinami. (Przysięgam, że nie mają tu nic do rzeczy, piękne, manipurskie bhaktinki śpiewające w chórkach ;)

Poderwał się nawet jakiś pijany chłopak, który teraz wywija krakowiaka w samych majtkach… Dobra, bez żartów. Może to i wygląda groteskowo, ale w tym momencie Kryszna woła do niego osobiście. Skacze jak szalony, z wyrazem desperackiego skupienia na twarzy, klaszcząc w dłonie i przytupując do rytmu. Nie wie za bardzo co to za pieśń i nie zdaje sobie sprawy, że bierze właśnie udział w spełnianiu sankirtana jayni. Pamiętasz jak ciebie Kryszna zawołał pierwszy raz w tym życiu? Też byłeś pijany i też tańczyłeś w ekstazie. po kilku lat Atmaji powiedział mi, że widział mnie wtedy, jak tańczyłem i myślał, że jestem szalony…

Bhaktowie też tańczą, tzn. jeden entuzjasta. Właśnie próbował zawołać swojego przyjaciela, który nieśmiało kiwa się przy wejściu do namiotu. Kiedy zobaczył, że ten drugi go woła, zawahał się przez chwilę i lękliwie rozejrzał dookoła, ale nie zdecydował się dołączyć do kolegi.
Miło to wyglądało. Nie wiem dokładnie jak to opisać. Jeden z tych małych momentów, które na pierwszy rzut oka nie mają znaczenia, ale jednaka mają.

21:40

Ju ciemno i piszę przy świetle lampy obok namiotu-świątynki. Cudowny moment. BB Govinda Swami prowadzi słodki i żywiołowy bhajan. Namiot pełen jest tańczących w ekstazie ludzi. Każdy ma na twarzy wielki uśmiech, wszyscy cieszą się i śmieją, czując jak święte imię wchodzi do ich serc. Mógłbym myśleć, że po prostu wciągnął ich radosny nastrój i to też jest po części prawdą, ale wiem, że to coś więcej. Kryszna tu jest. W tym momencie jestm najbliżej Niego, jak do tej pory.



Rytm jest coraz szybszy. BB Govinda Maharaja i Indradyumna Maharaja siedzą na scenie, a na ich twarzach widać intensywne skupienie i radość. Bhaktinki co i rusz wyciągają z tłumu stojącego na zewnątrz kirtanu nowe osoby i wciągają je do tańca. Przed chwilą porwały tak Anię.
Ze środka wyszedł rozanielony Madhav i powiedział mi, żebym napisał, że to był miód.
Melodia zwolniła. BB Govinda Maharaja intonuje nostalgiczną melodię, „na dobranoc”, a ludzi, którzy jeszcze przed chwilą skakali jak szaleni, teraz kołyszą się powoli z rękoma podniesionymi do góry.



W takim momencie mogę wybaczyć PWK wszystkie niedociągnięcia. Bez świętego imienia Woodstock byłby martwym miejscem. Kilkaset metrów dalej mogę widzieć łunę bijącą od dużej sceny, skąd dobiega grzmot jakiejś metalowej muzyki. Muzyki bez Kryszny. Cieszę się, że jestem tutaj, na tej małej, „nieprofesjonalnej” wysepce, gdzie garstka Waisznawów szczerze intonuje imiona Kryszny.

23:00

Wczesna godzina jak na Woodstock, ale już wymknąłem się do namiotu i przygotowuję do spania. Opłukałem nogi z kurzu, żeby nie zapaskudzić śpiwora i próbuję spisać jakieś podsumowanie dnia. Ostatni kirtan naprawdę miał moc. Napisałem, że jak do tej pory, to najbliżej Kryszny, jak udało mi się być, ale nie chodziło mi o to, że to ja osobiście czułem się blisko Kryszny. Wiedziałem, że On tam jest, ludzie Go czują, ale mi nie udało się wyjść poza bycie widzem. Próbowałem, ale im bardziej starałem się wejść w kirtan i taniec, tym bardziej odzywały się moje anarthy. Nic nie mogłem z tym zrobić, tylko zazdrościć innym, którzy doświadczali, tego, jak to określił Madhav miodu. Co zrobić, nie udało się. Dobrze chociaż, że mogłem być widzem i wszystko opisać.

Spotkałem dziś Viśvarupę. Miły akcent dnia. jest szczęśliwy i spokojny. Rozmawiając z nim o świadomości Kryszny ma się wrażenie, że to coś prostego, lekkiego i naturalnego. Niesamowity Waisznawa. Pamiętam go jeszcze ze świątyni, kiedy opiekował się mną na sankirtanie. Jedynie z nim nie miałem problemów. Automatycznie chciałem mu służyć i robiłem to z radością i bez oporów. Nie to co ze Śyamasundarem, albo Kryszna Namem. Choć są to fajne chłopaki to nie nadawali się do tego.
Porozmawialiśmy trochę o jego nauczaniu. Niedawno kupił żaglówkę i z dwoma innymi wielbicielami pływali po Polsce i robili programy w potach. W momencie, kiedy zgodnie ze swoją bramińską naturą, zdecydował się całkowicie poświęcić nauczaniu, pieniądze zaczęły pojawiać się automatycznie, bez żadnego wysiłku z jego strony.

Opowiedziałem mu trochę o Camino de Santiago i że myślę o napisaniu o tym książki. O czym jeszcze mówiliśmy? Acha- chwalił sobie bardzo wielbienie Śila. Powiedział, że odkąd zaczął regularnie czcić Bóstwa, materialne pragnienia przestały go gnębić.
Cieszę się, że mogłem z nim porozmawiać. Kiedy go spotykam, jestem zawsze pewien, że udało mi się doświadczyć intensywnej sadhu-sangi.

To chyba ostatni zapisek z dzisiejszego dnia. Cieszę się, że udaje mi się tyle pisać i cały czas czuję do tego inspirację. Może nawet przesadzam, bo gdzież pisać w kirtanie. Niektórzy patrzyli na mnie jak na dziwaka. Poczytam jeszcze trochę SDG przy latarce i podkładzie z death metalowej muzyki.



No comments:

Post a Comment