Saturday 29 May 2010

11 dni - 2



11 dni -1

(dziennik modlitwy i zapiski z Woodstocku)

Dzień drugi
około 17:00

Od samego rana próbuję pogrążyć się w „wyższych” myślach, wejść na duchowy poziom, ale z marnym rezultatem. Jestem rozproszony i wszystkie duchowe czynności wykonuję na siłę, próbując sprowadzić swoje myśli na odpowiedni tor. Kiepsko mi to idzie.

Dziś przyszło mi do głowy, że mógłbym spędzić całą zimę tutaj, w górach. Mógłbym zdecydować „Ok., jesteśmy w Rycerce powiedzmy do kwietnia i przez ten czas napiszę „Klub Niedołęgów” (roboczy tytuł książki o Camino). Musiałbym tylko przekonać do tego Tulasi… i w sumie siebie chyba też. Chyba nie mam dosyć wiary w swoje możliwości, na tyle, żeby ot tak wyciąć te kilka miesięcy z życiorysu. Ale co z dwoma latami w Birmingham? Czy to nie były stracone lata? Co po nich zostało? Dwa tysiące funtów? Warto było?

Chciałbym podjąć dobrą decyzję. Mądrą, a nie podszytą strachem przed podjęciem nowej pracy, albo opartą na nierealnych oczekiwaniach. Mam na myśli to, że zdaję sobie sprawę, że nie jestem dobrym pisarzem; niestety moja fascynacja słowem pisanym nie idzie w parze z umiejętnościami na tym polu i nie wiem jak moja książka miałaby przejść. Jej jedyną siłą musiałaby być jej szczerość i sama droga…

Ufff, od tego wszystkiego boli głowa. Tym razem pisanie nie przynosi mi ulgi. Tylko jaśniej widzę, że jestem w kropce i jeśli coś szybko nie wymyślę, znowu skończę przy garach w Anglii.
Co z planem nasączania mojego pisania świadomością Kryszny? Trzeba spróbować. Spadajcie plany, finansowe rozterki, biadolenia nad niespełnieniem i pojękiwania niedołężnego artysty.

Chcę być tu i teraz; czysty i mały i żeby móc poczuć Krysznę i wpływ Jego i Waisznawów na moje życie…

"Drogi Kryszno.

Dziś czytałem trochę Twoją Gitę z komentarzami Swamiego (Swami Tripurari). W drugim rozdziale powiedziałeś Arjunie, że nawet jeśli myśli, że dusza umiera wraz ze śmiercią ciała, to i tak nie ma się co martwić, bo skoro przestaniemy istnieć, to kto to odczuje? Swami napisał, że powiedziałeś to ironicznie. Ta jedna wzmianka ożywiła moje czytanie Gity, która przez większość czasu jest dla mnie tylko nudną (choć mądrą) książką. Nie mam co udawać; nie interesują mnie zawsze stare księgi i mądre wywody. Interesuje mnie życie, miłość, przyjaźń, wolność, przygoda, ruch, szczery śmiech, wędrówka. Przyszedłem do Ciebie, ponieważ uwierzyłem, że tylko Ty możesz mi to w pełni dać.

Dlatego, kiedy Swami powiedział, że powiedziałeś coś ironicznie, bardzo się ucieszyłem. Ucieszyłem się, że masz osobowość, że poprzez kartki pism mogę dostrzec kawałek Twojego prawdziwego „ja”. Próbuję. Potrzebuję jednak coś bardziej dotykalnego, trochę więcej Ciebie. Wiem, że nic sobą nie prezentuję i pewnie trochę to dziecinne wymagać coś od Ciebie, nie dając zbyt wiele w zamian, ale co mam zrobić? Nie będę w stanie spędzić całego życia przy księgach i schnąć coraz bardziej w środku, by wreszcie umrzeć niespełnionym. Chcę prawdziwej, dotykalnej wiary, chcę prawdziwie czuć Twoją obecność i dostrzegać Twoją osobowość. Pokaż mi choć trochę Siebie i rozpal w ten sposób moją praktykę, a kiedy znów udowodnię Ci, że mi zależy, pokażesz mi więcej. Chciałbym, żeby moje serce było pełne Ciebie.

Pokaż mi choć jedną swoją malutką cechę, jedną małą rzecz, żebym mógł się jej trzymać. Wiesz o co mi chodzi. Jak mam Cię kochać, skoro Cię nie znam i nigdy nie spotkałem. Nigdy tak do końca nie uwierzyłem, że wystarczy o Tobie słuchać, albo czytać. Muszę przecież mieć choć trochę bezpośredniego doświadczenia Twojej osoby, żebym chciał z prawdziwym zainteresowaniem słuchać i czytać o Tobie. Dotknij mnie. Przecież Ciebie nic nie może zanieczyścić. Pokaż mi choć kawałek Siebie, a ja już wtedy „będę działał tak, żebyś to Ty dostrzegł mnie, a nie ja zobaczył Ciebie.”

Wymantrowałem jeszcze jedną rundę z nadzieją, że może tym razem Kryszna pokaże mi ten „kawałek” o jaki Go prosiłem, ale nic z tego. Widać nie chcę tego jeszcze tak bardzo, jak myślę. Ale za to ta runda i tak była lepsza niż te, które wymantrowałem rano. Byłem bardziej skupiony i starałem się szukać Kryszny w tych sylabach. Może właśnie o to chodzi; o próbowanie. Szczerze próbować i pomimo swoich niedoskonałości nie poddawać się.

Mogę widzieć jak pomocna jest w życiu duchowym osobista modlitwa. Pomaga mi to bardzo. Kiedy zwracam się bezpośrednio do Niego, naprawdę mam wrażenie, że jestem bliżej i że On mnie słucha. Wprawdzie robi to w całkowitej ciszy i przygląda się tylko z daleka, ale jednak jakiś kontakt istnieje. Vandanam. Jeden z procesów służby oddania. Myślę, że jeden z najważniejszych.

Tak jeszcze apropo tego, co wcześniej pisałem, o poszukiwaniu osobistych cech Kryszny na kartach starożytnych ksiąg. Przypomniałem sobie jaką sprawiła mi radość lektura rozdziału ze Śrimad Bhagavatam, opisującego walkę Pana Varahy z Hiranyaksą. Wcześniej jakoś nie przykładałem większej wagi do tej historii i czytałem ją raczej z obowiązku niż dla przyjemności (czy ja kiedykolwiek czytam śastry dla przyjemności?).

W pewnym momencie Pan Varaha upuszcza Swoją maczugę, ale Hiranyaksa, zamiast skorzystać z okazji, przerywa jednak walkę i czeka, aż Bóg ją podniesie, dając Mu czas na przygotowanie się. Co na to Pan Varaha? Jest pod wrażeniem uczciwości Hiranyaksy. Bhagavatam mówi, że Pan Varaha „docenił miłość demona do prawości”. Tak mi się spodobał ten fragment, że przeczytałem go kilka razy. Potrzebuję czytać o tym, że Bóg ma ludzkie uczucia (choć chyba bardziej prawdą jest stwierdzenie, że to ludzie posiadają boskie uczucia). Takie rzeczy popychają mnie w mojej praktyce bhakti yogi. Nie obchodzi mnie wielkość Boga. Tzn. chyba mnie obchodzi, ale boję się jej. Potężny Bóg mający nade mną władzę. Taka wizja mnie przytłacza. Za to lubię myśleć, że Bóg ma ludzkie uczucia, że coś może Mu się podobać, coś wzbudzać Jego smutek, albo radość. Lubię o tym myśleć w tych rzadkich momentach, kiedy nie jestem całkowicie skupiony na sobie i swoich „ogromnych” problemach.

Chcę nad tym popracować. Chciałbym wejść głębiej w swoją praktykę świadomości Kryszny i chciałbym to zrobić naturalnie, bez narzucania sobie standartów, które wkrótce zostawiłyby mnie wyschniętego i smutnego, że znowu nie zadziałał sposób „wszystko albo nic”. Spróbuję robić to po swojemu, choćby przez to pisanie, czasami czytanie SDG, czasami próbowanie Bhagavatam- nawet samych wersetów, bez znaczeń, tak żeby wciągnęła mnie historia.

A wszystko to bez sztywności, czy uregulowania. Bez uregulowania?! Co to za spekulacja? Możliwe. Ale tego teraz potrzebuję; żeby świadomość Kryszny stała się moją spontaniczną potrzebą. Nie mam tutaj na myśli nistha, wiem, że daleko mi od tego poziomu. Chodzi mi raczej o to, żeby moje psychologiczne „ja” było w stanie wyrazić się poprzez świadomość Kryszny, bez uczucia, że jest ograniczane. Nie- po prostu świadomość Kryszny jako hobby, albo jako sposób na wypłakanie się, ucieczka przed zamieszaniem zewnętrznego świata. Chciałbym móc rozmawiać z Kryszną o moim codziennym życiu, upadkach, problemach i marzeniach, bez wstydu i strachu. Czy mogę się tak modlić nawet na początkowym etapie anartha nivritti? Myślę, że tak. Może i nie będzie to bezpośredni kontakt z Bogiem, ale na pewno będzie to dla mnie dobre; takie przyzwyczajenie się do zwracania się do Niego.

19:00

Nażarłem się placków ziemniaczanych z obiadu. Najbardziej lubię je właśnie tak- po paru godzinach odgrzewane na masełku. Mój żołądek ledwie co zipie. W końcu olej smażony na maśle to nie przelewki.
W telewizji program o ludziach polujących na tornada. Na innym kanale program o Rajastanie, ale od razu można widzieć, że będzie to powierzchowna tandeta, prowadzona przez amerykańską „blondynkę” (blondynkę w przenośni), która nic nie wie o prawdziwym bogactwie Indii.

Tulasi rysuje coś w swoim śpiewniku, a Ania czyta Prattcheta.

Matrioszki w szafce ze słodyczami przypomniały mi o ojcu. Kupiliśmy mu je na prezent wracając z Birmingham. Pamiętam jak nie mógł ich otworzyć. Był już bardzo słaby, a później zdziwił się, że jest jeszcze jedna „warstwa”, której nie zauważył. Zaraz po tym zaczęliśmy jeździć na naświetlania. To było tak niedawno. Szkoda, że już go z nami nie ma. Koniec epoki.
SDG napisał, że dowiedział się o śmierci ojca w 8 lat po fakcie. Cieszę się z tych naszych ostatnich dwóch miesięcy razem.

20:50

Tulasi powiedziała, że czasami trudno jest lubić Krysznę.
- Dlaczego?
- Przepisuję teraz Bhoga-arati i Kryszna tam po prostu leży, wszyscy mu służą, a Radharani dojada resztki. Ma się wrażenie, że Kryszna jest nadęty.
Nie wiem co odpowiedzieć. Przypominam sobie historię o braminie Sudamie. Kiedy odwiedził Krysznę w pałacu, ten usadowił go na tronie i umył mu stopy. Na obrazku, z japasu Tulasi, Kryszna płacze, patrząc mu w oczy. Albo powrót Gopa Kumara do świata duchowego. Kiedy Kryszna go objął, stracił przytomność z miłości. Tulasi nie jest przekonana. Mówi, że więcej jest tych opisów, w których Kryszna jest dumny i wszyscy wokół Niego biegają. Chciałaby posłuchać jakichś historii pokazujący Jego inną twarz –pełną miłości i pokory. Może będę miał okazję spytać o to jakiegoś Waisznawy na Węgrzech?

22:00

Już około dziesiątej wieczorem. Znalazłem w sieci dziennik SDG, jeszcze z tego miesiąca. Dużo pisze tam o swoim upadku i jak sobie z tym radzi. Czuje się pokorniejszy. Dużo pisze też o starości i o coraz gorszym zdrowiu. Coraz częściej musi poruszać się na wózku inwalidzkim.

Jestem zadowolony, że tyle dziś pisałem. Momenty Szczęścia…(w jednej ze swoich książek SDG opisuje technikę prowadzenia dziennika, która polega na zapisywaniu szczęśliwych chwil, które wydarzyły się danego dnia, nawet tych najmniejszych. Próbuję stosować ją u siebie.) Kiedy siedzieliśmy we trójkę w pokoju i każdy robił sobie spokojnie swoją małą rzecz… kiedy modliłem się do Kryszny o pokazanie się. Czułem, że robię to szczerze i sprawiło mi to radość…kiedy pakowałem prezenty dla przyjaciół z Klubu Niedołęgów (nasza paczka z Camino). Wysłałem im album ze zdjęciami z trasy przerobionymi na śmieszno, CD z bhajanami Agnideva, książkę Śridhara Maharaja dla Nicka.

Poczytam jeszcze coś do snu. Coś związanego z Kryszną. Buenas Noches…

No comments:

Post a Comment