Friday 22 October 2010

Zielona wyspa



Irlandzka zawierucha 2

14.08.1998
Dublin

I już Irlandia. Spędziliśmy dzień w Paryżu. Nie obyło się bez mrożącej krew w żyłach przygody, ale o tym zaraz.

W paryskiej świątyni są piękne bóstwa, Śri Śri Radha Paris Iśvara. Bardzo piękna Radharani. Miałem okazję zrobić Purisy i sabji dla Bóstw, śpiewałem też dla Nich kirtan. Dużo łaski można było zebrać.

Jeśli chodzi o atmosferę w świątyni, to jest okropnie. Polityka i krytykanctwo. Żadnego entuzjazmu, duchowych rozmów, nic z tych rzeczy. Dobrze było odwiedzić to miejsce, ale za nic w świecie nie chciałbym zostać tam dłużej. Prezydent świątyni prosił nas o zostanie, choć wiedział, że lecimy do Irlandii zakładać świątynię. Dziwne.

A przygoda była taka – Trivikrama Maharaja dał mi do przewiezienia 3000 dolarów, żebyśmy mieli coś do pokazania na granicy. Całą drogę miałem pieniądze w małej torebce na szyi. Później w świątyni też nie ściągałem jej ani na chwilę. Z Paryża wylatywaliśmy dopiero po południu, więc połowę dnia spędziliśmy w świątyni. Tuż przed wyjazdem dotknąłem szyi, żeby sprawdzić, czy mam pieniądze. I zmroziło mnie. Na szyi miałem tylko koraliki. Zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Szybko przeanalizowałem cały poprzedni dzień i dzisiejszy też. Co się mogło stać? Łazienka!!! Teraz pamiętałem – przed mangala arati, w czasie kąpieli ściągnąłem torebkę i przewiesiłem przez rurkę, na której wisiała zasłonka! Pobiegłem, modląc się o cud. Minęło w końcu kilka godzin, przez łazienkę przewinęło się już przynajmniej kilkanaście osób. Była! Wisiała nietknięta, z trzema tysiącami w środku. Podziękowałem Krysznie, podzieliłem laksmi na połowę i dałem Anancie tysiąc pięćset dolarów. Niech on też dźwiga część brzemienia.

Lot z Francji był w porządku, aż do momentu lądowania. Poczułem wtedy przeszywający ból głowy, przestałem słyszeć cokolwiek i myślałem, że opuszczę ciało. To było straszne.

Teraz siedzimy w autobusie do Cork. Przed nami cztery godziny jazdy.

Wczoraj w Paryżu włączyłem bhaktom kasetę z vyasa pujy Guru Maharaja. Zobaczyli jak wyglądają polskie kirtany! Przyłączył się do nas jeden uczeń Śrila Prabhupada. Zapomniałem jego imienia, wiem, że druga część to była „Graja”. Niesamowita osoba, zrobił na mnie wrażenie. Jego matka była Polką i faktycznie, wyczuwałem w nim coś słowiańskiego.

Wieczorem poprosiłem go, żeby opowiedział nam jakieś rozrywki o Śrila Prabhupadzie. Polał się nektar! Nie pamiętam wszystkich rozrywek i realizacji tego bhakty, ale kiedy dojedziemy do Cork, postaram się zapisać, co się da.
Haribol!

No comments:

Post a Comment