Friday 22 October 2010

Bhaktivikeśa Swami i święta skarpeta


Kirtan w dniu przyjazdu Bhaktivikeśy Swamiego. Od lewej:
Madhavendra, kawałek głowy Anant Śesy, Purusa, Vrisabha i
Maharaja.


Irlandzka zawierucha 11

24.09.1998
Cork

Przyjechał Bhaktivikeśa Swami. Miałem okazję służyć mu przy prasadam i później zaniosłem mu wodę do pokoju. Przypuszczałem, że będzie starszy, a nie wygląda na więcej niż czterdzieści lat. Ma bardzo przenikliwe oczy, wydaje się, że wwiercają się do samej duszy, kiedy na ciebie patrzy.

Przyjechał z nim bhakta z Chorwacji, Vrsabha. Pogadaliśmy i okazało się, że zna Gadotkacę. Opowiedział mi o nim zabawną historię.

Kiedyś Gadotkaca spieszył się na ołtarz, ale dziesięć minut przed arati poprosił Vrisabhę, żeby ogolił mu głowę. W połowie golenia maszynka wysiadła i Gadotkaca wystąpił na ołtarzu z głową ogoloną tylko do połowy. Wszyscy pękali ze śmiechu. Fajna historia, przypomnę o tym Gadotkacy po powrocie do Polski.

26.09.1998
Cork

Tam gdzie jest wielbiciel, tam pojawia się światło. Miałem intensywne doświadczenie tego. Jest coś wspaniałego w spotykaniu zaawansowanych wielbicieli. Wraz z ich przybyciem wszystko staje się prostsze.

Przed przyjazdem Bhaktivikeśy Maharaja miałem sen. Zdrzemnąłem się trochę w czasie japa i śniło mi się, że był kirtan i przyjechał jakiś Swami. Przywiózł ze sobą śpiewnik, który miał w sobie mnóstwo długich wstążek – zakładek. Kiedy kirtan się skończył, Swami poprosił mnie, żebym przyniósł mu ten śpiewnik. Próbowałem to zrobić, ale moje nogi zaplątały się w długich serpentynach zakładek. Usiadłem na podłodze i starałem się wyplątać, ale jeszcze bardziej się uwikłałem. Wtedy Maharaja podszedł i z niecierpliwością chwycił mnie za kostkę u nogi, podniósł do góry i dwoma sprawnymi ruchami uwolnił z sieci.

Obudził mnie Purusa i powiedział, że za godzinę niezapowiedzianie przyjeżdża Bhaktivikeśa Swami i musimi zrobić maha cleaning.

Zaświtała mi nadzieja, że ten sen jest dobrym omenem i oznacza pomoc od Kryszny przez Jego sługę.

Kiedy zjawił się Bhaktivikeśa Maharaja, poczułem do niego wielką sympatię. Spokojny opanowany, wyważony w swoich ruchach, słowach, kiedy przedstawialiśmy się, jego oczy badawczo spoglądały w nasze twarze, prześwietlając nam dusze.

Kiedy spojrzał na mnie, musiałem odwrócić wzrok. Poczułem się nagi z moimi zanieczyszczeniami i nie mogłem tego znieść.

I dziś, gdy Maharaja wyjeżdżał, również miałem sen. Niesamowity, a tym bardziej niezwykły, że finał miał w tej „trzeźwej”, trójwymiarowej rzeczywistości.

Około trzeciej Maharaja zapukał do naszego pokoju, żeby mnie obudzić. Wiedział, że chciałem wcześnie wstać. Mamy tylko jedną łazienkę, więc powiedziałem, żeby najpierw wstały mataji, bo one zawożą Maharaja na lotnisko, lepiej więc, żeby okąpały się pierwsze. Zresztą chciałem jeszcze pospać.

Kiedy Maharaja przyszedł mnie obudzić, złożyłem mu pokłon. Choć byłem na wpół przytomny, włożyłem w niego całe oddanie, na jakie mnie było stać. Pamiętam, że poczułem w sercu coś silnego, radość z bycia sługą… Nie pamiętam tego dokładnie, byłem w półśnie, zaraz zresztą znów zasnąłem.

I wtedy właśnie przyśnił mi się ten sen. Maharaja wrócił do mojego pokoju (we śnie). I znów złożyłem mu pokłon, ale byłem już kompletnie trzeźwy, rozbudzony, nie taki ślamazarny, jak na jawie. Ten pokłony był najsłodszą rzeczą, nektariańską. Było w tym takie szczęście, że nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zrobić tego jeszcze raz, i jeszcze, raz za razem. Byłem szczęśliwy i ożywiony, dosłownie czułem, jak z mojego serca wylewa się oddanie i pokora. W pewnej chwili chwyciłem krawędź dhoti Maharaja i położyłem je sobie na głowie.

Maharaja cały czas uśmiechał się spokojnie. Wreszcie powiedział, że ma dla mnie na prezent swoją skarpetę, która leży w jego pokoju. Kilka razy wyszedł, żeby po chwili wrócić i przypomnieć mi o tej skarpecie. Za każdym razem zalewała mnie duchowa ekstaza.

Wreszcie obudziłem się (tym razem naprawdę). Byłem ożywiony i pełne energii. Wyskoczyłem z łóżka, z nadzieją, że jeszcze nie wyjechali, ale było już po czwartej i jedynym śladem po Maharaju były niedomknięte drzwi na zewnątrz, kołyszące się na wietrze. Musieli wyjść kilka minut przed moim obudzeniem.

Trochę smutny zerknąłem do pokoju Maharaja z taką beznadziejną nadzieją, że zobaczę na środku pozostawioną dla mnie skarpetą, ale niestety pokój był pusty.

Poszedłem się wykąpać, ciągle medytując o tym śnie, zastanawiając się, co oznacza, jeśli w ogóle, coś oznacza. Gdy już doprowadziłem się do stanu używalności, postanowiłem jeszcze raz sprawdzić pokój Maharaja, tym razem dokładniej. To było głupie i tak naprawdę nie wierzyłem, że cokolwiek mogę znaleźć. To byłoby za dużo.

Tym większe było moje oszołomienie, kiedy na szafce zobaczyłem szafranową skarpetę Maharaja! Nie mogłem uwierzyć! Kompletnie w szoku, wziąłem ją do ręki, żeby upewnić się, że nie śnię. Poczułem taką radość, że trudno to opisać. Mam tę skarpetę przy sobie i wiem, że jest to wydarzenie, które nieraz jeszcze mnie zainspiruje. Łaska wielbiciela.
Znów czuję inspirację i opiekę Kryszny.

Chciałbym jeszcze napisać coś o wczorajszym festiwalu ezoterycznym, ale musimy gotować obiad. Haribol!

No comments:

Post a Comment