Friday 22 October 2010

Ile dla Kryszny? I list do przyjaciela.


Przed naszą świątynią. Od lewej: Helen, Martina,
żona Gaurakiśora z synkiem (zapomniałem, jak miała na imię - bardzo
miła bhaktinka z Rosji), Madhavendra, lekko z tyłu Ananta Śesa,
w białym dhoti Medhavi Nimai odwiedzający nas przez kilka dni,
Purusa.


Irlandzka zawierucha 13

29.09.1998
Cork

Wczoraj wieczorem, gdy położyłem się spać, przypomniałem sobie, co usłyszałem kiedyś, nie pamiętam już gdzie, czy na jakimś wykładzie, czy w rozmowie… Chyba rozmawiałem z Śasabindu.

Powiedział, że kiedy kładziemy się spać, powinniśmy przypomniec sobie nasz dzień i podsumować, co zrobiliśmy dla Kryszny, jakie błędy zrobiliśmy, co sobie uświadomiliśmy.

Próbowałem przypomnieć sobie, co zrobiłem tego dnia dla Kryszny i wystraszyłem się – za cholerę nie mogłem przypomnieć sobie niczego! Zaraz, zaraz – użyłem inteligencji – A co z całym dniem? Pobudka o drugiej trzydzieści, służyłem Maharjowi, byłem na harinamie, czytałem książki Prabhupada. Zrobiłem to dla siebie? Nie. Dla Kryszny. Dlaczego więc nie pomyślałem o tym od razu? Dlaczego musiałem sobie przedstawić to poprzez logiczną argumentację?

Prawda jest taka, że wcale nie czułem, iż zrobiłem te rzeczy dla Kryszn. Może dlatego nie czuję satysfakcji? Robię te wszystkie rzeczy automatycznie, zewnętrznie i nie wkładam w nie serca. Kryszna przyjmuje miłość i oddanie, nie same czynności, ale naszą świadomość. Czy daję serce w to, co robię? Niekiedy wydaje mi się, że poświęcam całą energię na walkę z brudami, za bardzo koncentruję się na swoim wnętrzu, zamiast na służbie oddania. To oznacza, że zostaje bardzo mało dla Kryszny.

Przypominam sobie, co powiedział mi rok temu, w czasie wyjazdu do warszawy, Vanamali – jeśli będziemy koncentrowali się na pozytywnych rzeczach: służbie oddania, Krysznie, to złe rzeczy odejdą same z siebie. Muszę nad tym popracować.

* * *

Hare Kryszna!
Przyjmij moje pełne szacunku pokłony. Wszelka chwała Śrila Prabhupadzie!

Właśnie leje, tak że raczej nie wyjdziemy dziś na harinam, a matajis standartowo spóźniają się z prasadam, tak że znalazłem trochę czasu, żeby Ci pomarudzić. Piszę „pomarudzić”, bo moje poprzednie listy, skierowane do ogółu, były oficjalne i musiały być radosne, dla potomnych, ale Tobie mogę napisać trochę więcej szczegółów. Tylko nie wywieś tego listy na świątnynnej gazetce, proszę Cię.

No więc pierwsza niespodzianka: w Irlandii też mam umysł. Na początku nie mogłem w to uwierzyć, ale niestety jest, i to taki sam, jak w Polsce, a czasami wredniejszy. Pamiętasz, jak kiedyś chodziliśmy razem na bloki? (Sławetne „syfy”). Czasami, gdy trzeba wyjść na harinam, szczególnie ten drugi, wieczorno-popołudniowy, to czuję się podobnie, jak wtedy. Bez różnicy, że to jest Cork, a tamto było Kurdwanów.

Dobrze, że przynajmniej matajis mają tutaj nastrój kręcenia wiktuałów, można sobie osłodzić życie. A kręcą prawie każdego dnia – bita śmietana z czekoladą, lody, słodkie kulki… Może wrócę do Polski z brzuchem?

Ostatnio był tutaj Bhaktivikeśa Swami. Prowadził super kirtany. Dzień przed festiwalem „Mind, Body and Spirit” (Kasi dostał ode mnie list o tym festiwalu), dał taki wykład, że wszyscy leżeliśmy na podłodze w świątyni ze śmiechu. Wziął do ręki ulotkę z festiwalu i cytował po kolei różnych ezoteryków, nabijając się z nich bezlitośnie. Na koniec opowiedział nam historię z Indii (…).

Fajnie było przez te trzy dni festiwalu. Coś się działo, jakaś odmiana, a teraz znów standard: o 12 pierwszy harinam, o 17 drugi. I tak codziennie. Niekiedy jest ekstaza, ale ostatnio zaczęła boleć mnie noga i wysiadam po dwóch godzinach tańczenia. Żeby przynajmniej była jakaś odmiana, ale znamy tylko kilka melodii, wirtuozem żaden z nas nie jest i po miesiącu słuchania tego samego, mam już dosyć.

Ogólnie jest w porządku. Mamy czas na czytanie, spokój, nikt nie wchodzi do aśramu i nie świeci światła o 10 wieczorem, jedzenie jest pierwsza klasa i ludzie w porównaniu z Polakami są supermili. Nikt nas tu nie nazywa sektą i jak na razie spotkaliśmy tylko dwie osoby, które z obłędem w oczach pokazały nam znak w krzyżach. Toż to nie jest nawet średnia jednego harinamu w Polsce!

Przychodzi tutaj taki gość, Gary. O Boże! Pamiętasz Mariusza – Poetę? Coś podobnego, tylko gorzej. Ciągle gada jakieś głupoty, jest nadęty jak osioł i rządzi się jak u siebie. Ostatnio na wykładzie Guru Maharaja przerwał mu jego dywagacje i powiedział, że nie jeśli chce tutaj być, to ma słuchać, nie gadać, bo nie ma nic ciekawego do powiedzenia, a Maharaja może sobie siedzieć w swoim pokoju i czytać Bhagavatam i będzie szczęśliwy.

Ostatnio, kiedy Maharaja wrócił ze Stanów, Gary zaczął iść na górę. Pytam go, gdzie idzie, a on, że chce porozmawiać z Maharajem. Powiedziałem mu, że Maharaja jest zmęczony po podróży, a ten nic, nie słucha, dalej pcha się na górę. Podbiegłem i sprowadziłem go po schodach na dół, do pokoju dla gości. Powiedziałem, że nie jest u siebie, niech się zachowuje.

Nie wiem, kiedy wrócę do Polski. Mamy w paszportach pozwolenie do 14 listopada, ale Maharaja spytał nas, czy chcielibyśmy zostać dłużej. Oczywiście powiedzieliśmy, że tak i teraz Maharaja dzwoni do różnych bhaktów, żeby zorientować się w możliwościach. Być może pojedziemy do Belfastu i później wrócimy tutaj, w końcu to już inne państwo, ale nie jesteśmy pewni, czy da się to zrobić legalnie.

Jest tu wyspa bhaktowska, Govinda Dvipa. Sa tam przepiękne bóstwa Radha Govindy. Może pojedziemy tam na Govardhana Puję. Chcieliśmy jechać na Radhastami, ale wypadło w niedzielę, a w niedzielę musimy być tutaj, żeby zajmować się gośćmi. Fajnie byłoby pojechać do Belfastu. Tam też są bóstwa – Radha Madhava.

Przed przyjazdem tutaj byliśmy w Paryżu. Mówię Ci, ale piękne Bóstwa! Radha Paris Iśvara, ogromne. Jest też Gaura Nitai i Jagannatha, Baladeva i Subhadra. Mieszka tam jeden bhakta z Polski i dwie polskie bhaktinki, które są pujarimi. Atmosfera w świątyni kiepska. Kirtany trwają po dziesięć minut, wszyscy stoją jak drut. Najbardziej ekstatyczni są Hindusi, którzy utrzymują tę świątynię. Miałem okazję nawet gotować dla Bóstw. Ten bhakta z Polski mówi, że czasami nawet on musi gotować (a nie ma inicjacji), a podobno kilka razy, w ogóle zapomnieli. Dziwna atmosfera. Ale były też plusy. Spotkaliśmy Kadamba Kanana Maharaja i jednego ucznia Prabhupada, którego matka była Polką.

Trochę tęsknię za Polską, ale szczerze mówiąc nie chciałbym wracać. Wiem, że po tygodniu w świątyni miałbym dosyć. Zobaczymy, co Kryszna zaaranżuje. Jeśli wrócę, to chciałbym zacząć zbierać na Indie.

Napisz, co słychać u Ciebie, jak samopoczucie. Słyszałem, że siedzisz w świątni i robisz prawo jazdy. Pewnie wypałka, co? Opowiedz. Napisz też, co dzieje się w świątyni. Jak tam Grzegorz? Piotrek ciągle mieszka w świątyni? Wprowadził się ktoś nowy? Ktoś się wyprowadził?

Pozdrawiam Cię z całego serca.
Twój sługa
Madhavendra Puri das

No comments:

Post a Comment