Friday 22 October 2010

Śrimati Radharani i chmury w raju


Trivikrama Maharaja prowadzi kirtan w naszej
świątynce.


Irlandzka zawierucha 5

21.08.1998
Cork

Dziś matajis chciały pojechać do Dublina. Maharaja spytał, stojąc u podnóża schodów, czy wyjeżdżają wszystkie trzy. Z góry rozległo się nieokreślone: „yeah…”. Maharaja krzyknął po żołniersku: „Mówi się: Yes sir!”

29.08.1998
Cork

Jutro Radhastami. Ostatnie święto Radharani spędziłem u Mahakayi w Łodzi. Byliśmy z Viśvarupą, Marcinem i chyba jeszcze Wiktorem na sankirtanie. Cały pokój, w którym spaliśmy, obwieszony był zdjęciami bóstw Radharani i Kryszny, dosłownie setki zdjęć.

Viśvarupa zrobił śliwkowy czatnej i pierwszej klasy surówkę winogronową. Chcę powtórzyć to jutro. Pamiętam, że wtedy, w dzień samego święta rozprowadzałem orzeszki w Łodzi. Modliłem się do Pani Radharani o łaskę. Wyobrażałem sobie, że dokładnie teraz w świecie duchowym wszyscy biorą udział w festiwalu, wszyscy biegają, coś załatwiają, bawią się, gloryfikują królową Vrindavany, a ja, przez moją głupotę jestem tutaj, w świecie materialnym.
Postanowiłem, że zrobię szczególny wysiłek, żeby mieć swój wkład w festiwal Radharani – rozprowadzanie prasadam. I było mi dobrze, duchowo, choć swój festiwal spędzałem na szarej i brudnej ulicy Piotrkowskiej.

Chciałbym w jakiś sposób uczcić pojawienie się Śrimati Radharani tak, jak wtedy, robiąc szczególny wysiłek, modląc się.

Ale jest ciężko. Ciągle ta ignorancja i pasja i do tego chyba tracę entuzjazm i determinację. Oczywiście wtedy wcale nie było mi łatwo, pamiętam tamtą walkę, ale wtedy byłem jakoś bardziej skoncentrowany na służbie oddania.

Teraz jest ciężej. Coraz częściej myślę o zmianie aśramu. Potrzebuję zmiany. Muszę się do kogoś przywiązać, a nie potrafię nakierować tego uczucia na Guru i Krysznę. Jakieś przywiązanie mam, ale ja potrzebuję czegoś mocniejszego, konkretnego.

W sanskrycie są dwa słowa na określenie miłości – prema i kama. Nie mam wątpliwości, gdzie ciągnie mnie umysł, ale nie jestem do cholery z kamienia.

Kiedyś myślałem, że pozbycie się materialnych pragnień to kwestia kilku lat, a przecież to może trwać kilkadziesiąt lat! Co z Harikeśą Maharajem? Był w procesie ponad trzydzieści lat, jeden z najważniejszych mistrzów duchowych. I upadł. Zmienił aśram. To jaką ja mam szansę?!
Niezły ze mnie brahmacarin. Od początku zresztą nie było łatwo. A teraz, w środku misji nauczania, przy codziennych harinamach, wykładach Guru Maharaja, marzę sobie o farmie, krówkach, dziewczynie, próbujemy razem robić postęp duchowy, opiekujemy się Bóstwami… A wszyscy mówią, że tak to nie działa, nigdy tak się nie dzieje.

Wcale nie planowałem pisać o aśramie grihasta. Chodzi mi po głowie coś innego, choć też połączonego z tym…

Jest mi ciężko. Bycie w towarzystwie Guru Maharaja przez cały dzień, dzień po dniu wcale nie jest łatwe i radosne, jak sobie wyobrażałem. Trivikrama Maharaja potrafi być ciężki. Rozumiem, że to dla mojego dobra, żeby oczyścić mnie z fałszywego ego, ambicji i innych brudów, ale mimo to, czasami wolałbym być dalej od niego. Umysł czasami nie wytrzymuje tego napięcia. I pewnie dlatego szukam azylu w marzeniach o ciepłym, pełnym spokoju i miłości kącie, na wsi, z nią, a później Back to Godhead. He. he. Tylko, że to nie jest rzeczywistość. Śastry, guru i moje własne doświadczenie mówią mi, że tak się nie dzieje. Ten świat nie służy do czerpania szczęścia.

Ale z drugiej strony (czy trzeciej?), powrót do Boga jest ok, ale jak na razie to wszystko jest zbyt suche, nie wiem jak długo będę mógł kontynuować.

Nic dziś nie czytałem. Teraz idę mantrować i prosić Radharani o pomoc.

No comments:

Post a Comment