Sunday 17 October 2010

Nektarów sankirtanu ciąg dalszy



Szafranowe stronice 28

20.09.1997, Warszawa

Jesteśmy w warszawskiej świątyni, zaraz jedziemy do Kielc, a stamtąd do Krakowa.

Właśnie przyjechali sankirtanowcy. Vigatasiu Prabhu, którego spotkałem kiedyś na farmie, poprosił mnie, żebym ogolił mu głowę. Oj, poszedł mi umysł, bo od pierwszego wejrzenia nie pałam do niego sympatią, ale spełniłem jego prośbę. I ciekawa rzecz, bo z każdym ruchem maszynki czułem, jak moje serce oczyszcza się z tego złego uczucia. Służenie komuś jest najlepszym lekarstwem na awersję. To najlepszy sankirtanowiec w Polsce – może trochę łaski spłynęło przez tę moją służbę również na mnie?

Przyjechał Patita Pavana Prabhu. Poznałem go kiedyś w święto Śrila Prabhupada, razem sprzątaliśmy Fundację po festiwalu. Wspaniały bhakta, od razu poczułem sympatię do jego czystości i charakteru. Chciałbym kiedyś być taki jak on. Viśvarupa Prabhu mówi, że jeśli będę szczerze spełniał służbę oddania, już za kilka lat rozwinę dobre cechy. Haribol!

ŚB. 4.9.6. – jak czuje się ktoś, kto osiągnął samorealizację (ale czad!).

21.09.1997, w samochodzie do Krakowa

Jadę z Laksmanem Prabhu do Krakowa. Viśvarupa miał jeszcze dużo rund do wymantrowania i został z Bartkiem w Kielcach, ale ja już nie mogłem wysiedzieć, stęskniłem się za naszą świątynią.

Wczoraj, gdy jechaliśmy z Warszawy, przeżyłem coś niesamowitego. Było to coś autentycznie duchowego.

Gdy wyjechaliśmy z Warszawy, wyciągnęliśmy z Bartkiem Śrimad Bhagavatam. On swoje canto, ja swoje. Zaproponowałem, żebyśmy czytali na głos – raz on, raz ja, i przez to Viśvarupa Prabhu mógłby skorzystać.

Bartek zaczął czytać historię Vamanadevy, a ja Dhruvy Maharaja. Złota jesień, zachodziło już słońce, za oknem migały krajobrazy, jeziora, pola, lasy, przemierzaliśmy planetę, a w samochodzie lał się czysty nektar. Zapomnieliśmy o naszych niesnaskach. Chłonąłem każde słowo. Kryszna dał mi wielką wiarę w to, co czytaliśmy. Słowa Śrimad Bhagavatam dzwoniły słodko w uszach, a oczy chłonęły piękno stworzenia Kryszny. Uświadomiłem sobie jakie to cudowne – łaska jaką dostałem od Kryszny – że mogę być z bhaktami i mam dostęp do tej najbardziej poufnej wiedzy. To było szczęście, euforia, i tylko trochę się bałem, że będę chciał czerpać z tego radość i przez dotknięcie egoizmu, doświadczenie się rozpłynie.

Choć kilka dni temu nienawidziłem Bartka, teraz miałem ochotę go przytulić.

wieczór, tego samego dnia

Po powrocie do świątyni, akurat trafiłem na bhajan. Grał Jagadhiśa Prabhu, Leszek i jeszcze jeden muzyk. Zupełny odlot, wymiatali niesamowicie, czułem się jak w Indiach.

A później wykład dawał Auttareya Prabhu. Czysty, słodki miód. Świadomość Kryszny jest… brak słów. Modlę się, żeby zawsze być z bhaktami, żyć prosto, służyć im, poznawać tę wiedzę i mieć pełną wiarę. czasami aż się chce płakać, kiedy człowiek uświadomi sobie, jakie ma szczęście. Niczym nie zasłużyłem. Haribol!

No comments:

Post a Comment