Friday 22 October 2010

Bóstwa, duchy i najpiękniejszy sen ze wszystkich



Irlandzka zawierucha 17

15.10.1998
Cork

Purusa powiedział dziś, że nie tylko ja mam takie problemy, wszyscy zaczynamy powoli odczuwać wpływ materialnej natury, a dzieje się tak dłatego, że dawno nie mieliśmy darśanu Bóstw. Tym bardziej cieszę się na nasz wyjazd na Govinda Dvipę. Jedziemy już w poniedziałek i do piątku, albo soboty będziemy w trasie. Boże, tak się cieszę na te wyprawę, już bym chciał, żeby był poniedziałek, a to jeszcze cztery dni!

16.10.1998
Cork

Bhaktowie zaraz idą na harinam, ale ja nie chcę iść. Zostaję w świątyni. Odkąd tutaj jesteśmy, byłem na setce (dosłownie!) harinamów i mam trochę dosyć.
Patrząc na swój stan umysłu, mam wrażenie, że jestem na wojnie i czekam, kiedy wreszcie Kryszna pozwoli mi wycofać się do taborów, na tyły, żebym sobie odpoczął. Tam jest spokojniej. Bez tego, chyba polegnę w tej bitwie i to w sposób wcale niechwalebny.

Właśnie wszyscy wyszli i zostałem sam w tym domu. Na dodatek tutaj straszy. Poważnie. W nocy męczą nas koszmary, w których powtarza się motyw chorej staruszki. Śniło mi się, że obudziłem się w aśramie i obok mojego łóżka leży inne, na którym leży staruszka podłączona do jakichś kroplówek. Zdrętwiałem ze strachu. Staruszka dostrzegła mnie i zaczęła pytać, gdzie są wszyscy, dlaczego zostawili ją tu samą. Brrr. I nieraz czuję coś dziwnego, kiedy jestem w jakimś pokoju sam. Trochę już żałuję, że nie poszedłem z resztą.

Nudny jestem jak flaki w oleju.
Chciałbym zacząć pisać tak, żeby moja ręka straciła panowanie nad sobą i żeby stała się jak wiatr próbujący dogonić umysł, który pędzi spontanicznie przed siebie, nie martwiąc się celem. Emocje, kalejdoskop barwnych zachłyśnięć, później spokój i cichy kąt, żeby odpocząć, nabrać oddechu i znowu…

Jak dostać się do serca, w którym pali się ogień duszy? Kryszno, weź ode mnie tą tępą mechaniczność pożądania, złości, dumy i daj mi skrzydła, które pozwolą mi wzlecieć nad tą bzdurną materialną dziurę. Jesteś przy mnie cały czas, wiesz co jest moim najgłębszym marzeniem, najgłębiej ukrytą tęsknotą. Kto może to widzieć, jeśli nie Ty, Nieodstępujący Na Krok?

17.10.1998
Cork

Miałem dziś najpiękniejszy w życiu sen.

Atmosfera tego snu była czystym szczęściem, wolnością, miłością. Przyszli po mnie trzej wędrowcy i zabrali mnie w Himalaje, w drogę bez powrotu. Na końcu naszej podróży miało na nas czekać piękne królestwo, będące moim prawdziwym domem.

Moi towarzysze byli niesamowici. To byli kompletnie czyści bhaktowie. Ubrani, jak zdobywcy bieguna, wysocy, piękni, mądrzy, ich przejrzyste oczy patrzyły na mnie z ogorzałych przez mroźny wiatr twarzy, uśmiechali się z otuchą.

Przenikał mnie nastrój oczekiwania i ulgi, największej na świecie, wiedziałem, że to już koniec materialnych zmagań, a za zakrętem, tuż, tuż, leży nasz cel. Żadnego strachu, obawy, że coś się może zepsuć, świadomość, że czas przeszkód już za mną, przeszedłem wszystkie klasy, zdałem wszystkie egzaminy, pozostał tylko ten mistyczny spacer przez Himalaje.

To był piękny spacer. Szliśmy bardzo wysoko. Słońce stało w zenicie i odbijało się od śniegu tysiącami iskier, które jednak nie raziły wzroku. Byliśmy tak wysoko, że niebo było prawie czarne, mróz siarczysty, mroźne powietrze, ale przyjemne, w tej mroźności był coś oczyszczającego. Wszystko, co sprawiało ból, pozostało daleko w dole, a to zimno było raczej jak atrakcja, dodająca smak drodze. Wiedziałem, ze jestem bezpieczny z moimi przyjaciółmi, już nic nie może mi się stać.

Nie doszliśmy do szczytu góry przed końcem dnia. Ostatnia scena jaką pamiętam, była taka: odpoczywamy przy namiotach. Płonie małe ognisko. Nie rozmawiamy – patrzymy w ogień, ciesząc się wolnością. To dziwne tak sobie siedzieć na dachu świata, tak wysoko i blisko celu, jak nigdy.

Czytam książkę. To dziwne, ale ta książka jest o nas i tej wyprawie. Są w niej ilustracje. Na jednej z nich siedzę obok namiotu, trochę z dala od reszty i czytam książkę w świetle ogniska i gwiazd. Jeden z moich przyjaciół uśmiecha się do drugiego i mówi, wskazując na mnie:
- Ma łaskę chłopak, nie?
Kiedy to przeczytałem, podnoszę głowę z zaciekawieniem i słyszę te same słowa, wypowiadane w rzeczywistości. Czuję spokój i najgłębsze szczęście.

***

To był cudowny sen. Kiedy przyjdzie ten dzień, że naprawdę będę siedział z wysłannikami Kryszny na dachu świata i czekał na darśan Kryszny? Jestem zainspirowany i ożywiony. W tym śnie byłem naprawdę wolny.

No comments:

Post a Comment