Szafranowe stronice 61
18.06.1998 Kraków
Jestem w świątyni. Dwa razy byłem już na
ołtarzu, dziś ugotowałem śniadanie, chodzę na wszystkie arati, studiuję śastry,
uczę się wersetów. Staram się jak mogę, żeby rozwinąć braminiczne cechy i być
świadomym Kryszny. Na razie jest w porządku, ale z obawą czekam, kiedy znów
przyjdą zmagania z niższą naturą. Mój problem to rajo guna i po prostu nie
wiem, jak długo wytrzymam w jednym miejscu. Dlatego próbuję być ciągle
zaangażowany i modlę się o łaskę Gaura Nitai i guru maharaja.
29.06.1998 Kraków
Dziś znów gotowałem z Yadumanim. Wprawdzie
podzieliliśmy się i swoje potrawy gotowałem oddzielnie, ale i tak napsuł mi
trochę krwi, wtrącał się we wszystko, a kiedy przyszedł czas ofiarowania,
okazało się, że moje potrawy są wszystkie gotowe, a jemu ciągle kilka brakuje.
Zaczęło się bieganie w pasyjce, przy akompaniamencie jego krzyków. To nie był
pierwszy raz. Nie chciałem się skarżyć, ale w rozmowie z Kasim wymsknęło mi się
co nieco. Tego popołudnia guru maharaja wezwał mnie do siebie. Domyśliłem się,
że chodzi o moją służbę z Yadumanim. Myślałem, że dostanę burę za brak
kooperacji. Maharaja powiedział mi, że wie o moich trudnościach z Yadumanim i
chciałby, żebym coś więcej opowiedział. Powiedziałem, że Yadumani wtrąca się do
mojego gotowania, choć moim zdaniem gotuję lepiej niż on, że nigdy nie jest na
czas i to wpływa na moją służbę. Maharaja spytał, jakie widzę rozwiązanie.
Powiedziałem, że mogę gotować sam, tylko z pomocnikiem, i wcale nie potrzebuję
Yadumaniego, sam potrafię wziąć odpowiedzialność. Czekałem na czyszczenie, ale
guru maharaja zamiast się rozgniewać, uśmiechał się coraz szerzej. Chwilę po
darśanie posłał po mnie Grzegorza i dał mi girlandę.
- Bardzo dopsze – powiedział po polsku i
poklepał mnie po ramieniu.
Prawie podfrunąłem pod sufit.
Najpierw nie mogłem zajarzyć, dlaczego
guru maharaja jest ze mnie zadowolony. Przecież jasno było widać w tej
sytuacji, że nie potrafię współpracować z bhaktami. Znowu. To nie jest
pozytywne. Ale później pomyślałem, że maharaja docenił fakt, że podjąłem się
odpowiedzialności – za gotowanie, za punktualność, za arati. Ucieszyło mnie to.
Wolę być niezależny, mieć własną służbę, za którą jestem odpowiedzialny, gdzie
mogę się wykazać, wtedy czuję się naturalnie. A kiedy jestem takim piątym kołem
u wozu, które każdy popycha, to mnie męczy.
04.07.1998 Kraków
Chcę stać się poważnym wielbicielem.
Widzę, że ostatnio wiele się zmieniło. Inicjacja naprawdę jest początkiem. Nie
mogłem zrozumieć, o co chodziło Śyamasundarowi, kiedy to mówił, ale teraz
zaczynam jarzyć. Inicjacja oznacza, że w pełni przyjmujesz schronienie guru.
Coraz bardziej powierzam się guru maharajowi i teraz, gdy maharaja mnie przyjął
w pełni, to łatwiej jest mi to zrobić.
Zmieniłem służbę – z sankirtanowca
zostałem bhaktą świątynnym, ale jednak czuję się bardziej świadomy Kryszny.
Dużo się modlę, wkładam całe serce w moją służbę, chronię się w dobrej
sadhanie, studiowaniu, unikam kwasów z bhaktami. Czuję, że pojawiło się trochę
dumy – mam nowe imię, swoją służbę, dobrze gotuję, nie zamartwiam się jednak za
bardzo. Grunt, ze to dostrzegam i próbuję zmienić.
Zresztą niedługo będę miał dużo
towarzystwa guru maharaja (przy zakładaniu ośrodka w Irlandii) i to mnie
oczyści. Widziałem to w ciagu kilku tygodni, kiedy osobiście mu służyłem,
towarzyszyłem mu w kirtanach, w japa. Czułem wtedy więcej duchowego smaku,
pożądanie i złość zaczęły słabnąć, a w kilku momentach (w czasie kirtanu albo
gdy opowiadał o swoim związku ze Śrila Prabhupadem) czułem, jak moje oddanie
dla niego przebijało się spod skorupy nieufności i obojetności.
No comments:
Post a Comment