Szafranowe stronice 40
30.11.1997 Lubliniec
Drugi dzień maratonu grudniowego. Zapowiada się niezłe czyszczenie. Jestem w grupie z Viśvarupą, Bartkiem i Arturem. Viśvarupa jest dla mnie ciężki, Bartek jak zwykle –konfliktowy, a z Arturem nie mogę nawiązać porozumienia. A ja? Co nie tak ze mną? Swoje problemy najtrudniej zobaczyć.
W ogóle wyjazd zaczął się od katastrofy. Najpierw byliśmy w Katowicach. Spedziliśmy tam noc. No i rano zapomnieliśmy spakować kuchni – garnków, łyżek, noży, prowiantu. Zajarzyliśmy dopiero po dojechaniu do Lublińca. Viśvarupa sczyścił nas na maksa. Nie wiem, jak będziemy gotować. Póki co na śniadanie zjedliśmy starego chleba, który zawieruszył się jeszcze z poprzedniego wyjazdu.
Jest koszmarnie, ale próbuję w tym widzieć rękę Kryszny. Skoro czuję się tak zupełnie sam, to będę musiał polegać tylko na Nim. Nie ma innego wyjścia. I w tej właśnie myśli znajduję pociechę i jakąś cichą radość. Tylko Kryszna może być prawdziwym przyjacielem.
06.12.1997 Kraków
Nie pojechałem dziś z Viśvarupą. Pokłóciliśmy się wczoraj. Dziś rano powiedziałem mu, że zostaję w świątyni, nie kończę maratonu. Już od dłuższego czasu zgrzytało między nami. Wczoraj dwa razy ostro mnie ochrzanił, praktycznie za nic. Wygląda to tak, jakby za wszystkie niepowodzenia z ostatniego tygodnia obwiniał mnie. Nawet te garnki zostawione w Katowicach. Powiedział nawet, że biję bhaktów! A przecież sytuacja była odwrotna – Bartek mnie walnął, a kiedy następnego dnia chciał powtórzyć, to powiedziałem mu, że mu oddam i stąd wyszło, że „biję bhaktów”. Cholera. Wkurzyłem się. No i przykro. Viśvarupa jest starszym wielbicielem, oczekiwałbym od niego jakiejś bezstronności. Dobiło mnie to.
Ale konflikt z Viśvarupą nie jest jedynym powodem, dla którego zostałem. Mam po prostu dosyć sankirtanu. Chcę brać udział w porannych programach, służyć Krysznie na spokojnie, mieć co jeść, gdzie spać, jakąś małą szafeczkę na ubrania i książki. A tu ciągle, że „sankirtan jest najważniejszą służbą”, „najszybszą drogą postępu”, „tylko tak można naprawdę zadowolić Krysznę”. Mam to gdzieś. Niech się wszyscy odwalą.
30.11.1997 Lubliniec
Drugi dzień maratonu grudniowego. Zapowiada się niezłe czyszczenie. Jestem w grupie z Viśvarupą, Bartkiem i Arturem. Viśvarupa jest dla mnie ciężki, Bartek jak zwykle –konfliktowy, a z Arturem nie mogę nawiązać porozumienia. A ja? Co nie tak ze mną? Swoje problemy najtrudniej zobaczyć.
W ogóle wyjazd zaczął się od katastrofy. Najpierw byliśmy w Katowicach. Spedziliśmy tam noc. No i rano zapomnieliśmy spakować kuchni – garnków, łyżek, noży, prowiantu. Zajarzyliśmy dopiero po dojechaniu do Lublińca. Viśvarupa sczyścił nas na maksa. Nie wiem, jak będziemy gotować. Póki co na śniadanie zjedliśmy starego chleba, który zawieruszył się jeszcze z poprzedniego wyjazdu.
Jest koszmarnie, ale próbuję w tym widzieć rękę Kryszny. Skoro czuję się tak zupełnie sam, to będę musiał polegać tylko na Nim. Nie ma innego wyjścia. I w tej właśnie myśli znajduję pociechę i jakąś cichą radość. Tylko Kryszna może być prawdziwym przyjacielem.
06.12.1997 Kraków
Nie pojechałem dziś z Viśvarupą. Pokłóciliśmy się wczoraj. Dziś rano powiedziałem mu, że zostaję w świątyni, nie kończę maratonu. Już od dłuższego czasu zgrzytało między nami. Wczoraj dwa razy ostro mnie ochrzanił, praktycznie za nic. Wygląda to tak, jakby za wszystkie niepowodzenia z ostatniego tygodnia obwiniał mnie. Nawet te garnki zostawione w Katowicach. Powiedział nawet, że biję bhaktów! A przecież sytuacja była odwrotna – Bartek mnie walnął, a kiedy następnego dnia chciał powtórzyć, to powiedziałem mu, że mu oddam i stąd wyszło, że „biję bhaktów”. Cholera. Wkurzyłem się. No i przykro. Viśvarupa jest starszym wielbicielem, oczekiwałbym od niego jakiejś bezstronności. Dobiło mnie to.
Ale konflikt z Viśvarupą nie jest jedynym powodem, dla którego zostałem. Mam po prostu dosyć sankirtanu. Chcę brać udział w porannych programach, służyć Krysznie na spokojnie, mieć co jeść, gdzie spać, jakąś małą szafeczkę na ubrania i książki. A tu ciągle, że „sankirtan jest najważniejszą służbą”, „najszybszą drogą postępu”, „tylko tak można naprawdę zadowolić Krysznę”. Mam to gdzieś. Niech się wszyscy odwalą.
No comments:
Post a Comment