Thursday 13 December 2012

Dzień Oświecenia

Szafranowe stronice 42

14.12.1997 Kraków

     Wczoraj był Dzień Oświecenia. Miałem niezłe realizacje. Do południa osiągnąłem szczyty wypałki, która narastała już od wielu dni. Miałem dosyć. Myślałem, że się rozpłaczę z bezsilności. Wtedy przyszedł Robert i zaproponował, żebyśmy poszli na książki, na bloki. Najpierw myślałem, że go wyśmieję, ale wreszcie mnie namówił. Pełen sceptyzmu, ale i nadziei wyszedłem z nim. Poszliśmy na Kurdwanów. Po przejściu jednej klatki schodowej i wymianie zdań z kilkoma mieszkańcami, weszła mi blokada. Wiedziałem, że nie podejdę do ani jednych drzwi. Moje ego cierpiało takie katusze, że nie mogłem nawet wydobyć z siebie głosu. Wreszcie poddałem się – poszedłem do Alkaufa. Kupiłem mleko w proszku, cukier, jogurt, banany. Siedliśmy na jakimś polu, ukręcili wszystko w starej reklamówce i zarzuciliśmy bradziagę. Humor mi się nie poprawił. Czułem się rozbity. Wróciliśmy do świątyni i w stanie upojenia cukrowego, gadaliśmy o jakichś głupotach i słuchali psychodelicznej muzyki Śri Visnupada.
     Kiedy o wpół do dziewiątej wczołgałem się do śpiwora, to pomodliłem się ostatkiem sił, żeby Kryszna dał mi jeszcze szansę. W tamtym momencie myślałem, że to już koniec mojej świadomości Kryszny.
     Rano wstałem przed czwartą, poszedłem na mangala arati i była kompletna ekstaza. Czułem radość i spokój. Najpierw nie wiedziałem o co chodzi. Dopiero później przypomniałem sobie wykład Auttareyi Prabhu. Powiedział, że umysł tworzy nam jakiś obraz siebie samych, mówi nam kim jesteśmy. Jeśli się temu poddajemy, to cierpimy, no bo jak można czuć szczęście, nie będąc w kontakcie z prawdziwym sobą? Kiedy jednak ktoś, albo coś, jakaś sytuacja, wykopie nas z naszej iluzji siebie, i pokaże naszą prawdziwą pozycję, to jeśli będziemy szczerzy, to poczujemy nektar. Radość z uświadomienia sobie naszej prawdziwej – choćby nie wiadomo jak niskiej – pozycji.
     Myślę, że to właśnie to. Od dłuższego czasu dużo wymagałem od innych, czułem się niedoceniony, niedowartościowany, jak rozpuszczony dzieciak. Coraz bardziej się w tym pogrążałem i stąd cierpienie. Kiedy jednak zdałem sobie sprawę, jak marna jest moja służba oddania, jak znikoma jest moja pozycja na ścieżce bhakti, to poczułem nektar. Nagle okazało się, że dookoła jest mnóstwo wielbicieli bardziej zaawansowanych ode mnie, a stąd już prosta droga do poczucia bezpieczeństwa, wiary w postęp duchowy, nadziei na przyszłość. Wszystko pod kontrolą. Czyją? Kryszny i wielbicieli. Nie ma się więc co spinać. Ja nie jestem za wzniosły, ale nie ma się co martwić, ponieważ są Vaisnavowie, guru maharaja, Kryszna. Od nich płyną lekcje, pomoc, nadzieja.
     Trochę się martwię. Wiem, że to zrozumienie, choć dziś tak silne i jasne jak słońce, nie zostanie ze mną na długo. Taka jest natura duchowych doświadczeń na moim etapie – są - za to jestem wdzięczny, ale brak im trwałości. Fajnie byłoby zawsze widzieć swoją pozycję. Dzięki temu zawsze mógłbym robić postęp duchowy. No ale to jest proces, ma swoje etapy i trzeba się im poddać, zaufać.

No comments:

Post a Comment