Saturday 8 December 2012

Maraton Iskcon Guru cz.3



Szafranowe stronice 34

14.10.1997 Oświęcim

     Uff… ale ciężki dzień. Dawno tak nie cierpiałem. Byłem na ulicy i w ogóle nie mogłem przebić się przez umysł. Podpowiadał mi głupie rzeczy, dołujące klimaty. Zlepił mnie taki ignor, że nic, ale to dosłownie nic nie byłem w stanie zrobić. Wróciłem do vana, poleżałem chwilę patrząc w ścianę i po godzinie znów się zmusiłem i jakoś wydusiłem czterdzieści paczek orzeszków i Reinkarnację.
     Nie wiem, dlaczego tak jest, że w jeden dzień ekstaza, a w drugi dół. Trochę się jednak domyślam. Wczoraj w Bielsku, gdy szło tak dobrze i miałem wpływ na ludzi, to chyba trochę czerpałem przyjemność z tego, że mam nad nimi jakąś moc. Pomodliłem się wtedy do Kryszny, żeby pomógł mi pamiętać, że ta moc jest Jego, nie moja. No i pomógł. Dziś poczułem, że bez Jego wsparcia jestem tylko małą, zagubioną jivą, pełną pożądania, okrytą ignorancją, nijaką. Jestem wdzięczny za tą lekcję, choć wcale nie jest za przyjemna. Haribol!

15.10.1997 Żywiec

     Kolejny okropny dzień na sankirtanie. Rano miałem wrażenie, że będzie dobrze. Najpierw w czasie japa miałem problemy ze skupieniem. W sumie od kilku dni nie jest łatwo, ale dziś zrobiłem duży wysiłek. Modliłem się do Kryszny, żeby mi pomógł. Wtedy Kryszna-nam przerwał intonowanie i spytał, czy w czasie mantrowania czuję relację z Kryszną. Odpowiedziałem z gorzkim uśmiechem, że nawet nie słyszę maha-mantry, co tu mówić o jakichś duchowych emocjach. Wtedy Kryszna-nam zaczął mówić o znaczeniu świętego Imienia i o różnych doświadczeniach, jakie miał podczas intonowania. Przypomniałem sobie jaki miałem odlot na początku mojej przygody ze świadomością Kryszny, kiedy zostałem brahmacarinem w Krakowie. To była inspiracja, prawdziwy nektar płynący z kirtanu, japa, wykładów. To wspomnienie i słowa Kryszna-nama dały mi poczucie, że Kryszna opiekuje się mną i próbuje mi pomóc, za pośrednictwem bhaktów.
     No więc poranek był inspirujący. Ale później, na ulicy, to koszmar. Poprosiłem Viśvarupe, żebym mógł z nim rozprowadzać, bo sam nie dam rady, ale sobie poszedł i zostałem sam na sam z nieprzyjazną ulicą. Rozprowadzałem przez chwilę z rozpędu, sprzedałem 1 WOŚ i 1 R, ale później już nikt nie brał, więc przestałem nawet podchodzić. Zarzuciłem dwie tubki mleka zagęszczanego i słoiczek powideł śliwkowych. Zacząłem się rozczulać nad sobą – że wszyscy mnie zostawili, że jestem sam, że ludzie mnie odpychają, że Kryszna o mnie nie dba. I tak to trwało parę godzin. Tak zwana platforma mentalna. Czysty nektar.
     Teraz jest już po. Siedzimy u Devedravandyi, po prasadam, Visvarupa i Kryszna-nam czytają śastry, a ja siedzę pod oknem i rozpamiętuje ten dzień. Głupio mi wobec bhaktów, bo pokazałem im, że mam za złe, że zostawili mnie samego na ulicy, kiedy potrzebowałem pomocy. Chyba wzbudziłem w Viśvarupie poczucie winy, no i źle mi z tym.
     No a jutro kolejny dzionek sankirtanu. Eh…

No comments:

Post a Comment