Thursday 6 December 2012

Tajemnica szczęścia

Szafranowe stronice 32

12.10.1997 Kraków

     Dzisiejszy dzień był nektariański! Jest to jeden z tych dni, które będę wspominał, kiedy znów wyląduje z tubką mleka, na jakiejś śmierdzącej ławce w parku. Czuję, że to łaska Kryszny, guru, bo przecież ja sam nie zrobiłem nic specjalnego, żeby na to zasłużyć. Może to jakaś nagroda za to moje marne zmagania na sankirtanie? Niby próbowałem. Wtedy nie wydawało mi się, że moje wysiłki mają jakiś skutek, ale może teraz zaowocowało to duchową świadomością?
     Małe rzeczy.
     Zaczęło się rano. Podczas japa podszedł do mnie Śyamasundar. Popatrzył na mnie przez chwilę w milczeniu, po czym powiedział, że gdyby spotkał mnie na ulicy, wziąłby mnie za potencjalnego wielbiciela. Sprawiło mi to dużą radość. Ostatnio miałem „lekki” kryzys mojej bhaktowskiej tożsamości. Po przejściach na sankirtanie (z pożądaniem i ignorancją) zacząłem kwestionować siebie, jako wielbiciela. No ale już jest lepiej.
     Później służyłem podczas rozdawania prasadam. To zawsze wyciąga z doła.
     Po prasadam podszedł do mnie Łukasz.
     - O ile się nie mylę, to znasz się na masażu? – spytał.
     Od kiedy zostałem masażystą guru maharaja, wszyscy zaczęli uważać mnie za eksperta, a ja przecież w ogóle się nie znam. No ale odpowiedziałem, że tak.
     - No bo Nrsmha Kavaca ma coś z kolanami, strasznie go bolą, przydałby się mu masaż.
     Ucieszyłem się ze sposobności służby. Podszedłem do Kavacy Prabhu i powiedziałm, że nie jestem ekspertem, ale zrobię, co mogę. Odpowiedział, żebym się nie martwił i że się cieszy, że ktoś mu pomoże. To było świetne. Masowałem te jego bolące kolana i czułem jak serce mi rośnie. Służenie to jest największa radość. Dlaczego to takie oczywiste, a jednak tak łatwe do zapomnienia? Momenty największej radości dało mi właśnie służenie. Jednak pamietam o tym tylko wtedy, kiedy mam dobrą świadomość. Kiedy jestem w mayi, to tak jakbym miał amnezję. Dziwne.
     To jest szczęście zupełnie innej kategorii, niż to materialne. Jest nie tylko większe, ale jakby umieszczone na całkiem innym biegunie, niż materialne zadowolenie. Kiedy jestem w dołku próbuję to w sobie sztucznie wzbudzić, ale robię błąd, ponieważ nakierowuję się na siebie, na własne zadowolenie. Sprawa wygląda jednak tak, że trzeba służyć innym bezinteresownie, sprawiając, żeby oni byli zadowoleni, a wtedy prawdziwe szczęście przychodzi automatycznie. To jest taka prosta idea, a jednak tak odległa od większości ludzi. I ode mnie też, bo ile mam takich momentów w życiu? Jak to utrzymać? Tak łatwo wymyka się z ręki.
     Trzeba być czujnym i łowić okazje służenia wielbicielom. To jest sekret.
     Później spotkałem w korytarzu Śri Prahlada. Choć było brudno, chodził w samych skarpetach. Dałem mu moje klapki, tłumacząc, że nie potrzebuję ich teraz, będę mantrował w świątyni. I znów radość w sercu. I smak do mantrowania.
     Wcześniej miałem napisać o pewnym wersecie, ale mi wyleciało z głowy i teraz sobie przypomniałem. Jest taki werset w Bhagavad-gicie, który mówi, że jeśli ktoś jest zbyt mało inteligentny, aby zrozumieć służbę oddania, ale ma szczere serce, to Kryszna, jako Paramatma, inspiruje go od środka. Właśnie coś takiego czuję. Nigdy sam nie doszedłbym do takich wniosków i przemyśleń. Mam wrażenie, jakby coś ze środka, zupełnie niezależne ode mnie, mówiło mi „zrób to, zrób tamto, prawda jest taka i taka”. To jest to samo uczucie, które miałem kiedyś na sankirtanie (zapisek z 26.09.1997). Pewnego rodzaju słodycz. Że nie jest się samemu. Że jest się pod opieką kogos wyższego i że ten ktoś – Kryszna, używa nas do służby oddania. I to nie do służby dla Niego, ale dla Vaisnavów. Ten proces jest niesamowity!
     A jeszcze później Marcin zaproponował, żebyśmy zrobili kirtan na pożegnanie bhaktów. Zaczęliśmy we dwójkę, ale zaraz dołączyła się cała świątynia i wszyscy skakaliśmy jak szaleńcy, odprowadzając naszych gości do samochodu. Tak się to robi.
     Gurudeva, pozwól mi zawsze służyć tobie, Vaisnavom, tej misji i Krysznie. Naucz mnie nie myśleć o sobie i zrób tak, proszę, żeby ta misja stała się celem mojego życia. Haribol!

No comments:

Post a Comment