Monday 10 December 2012

Festiwal z Navinaniradą

 
Szafranowe stronice 38

14.11.1997 Warszawa

     Jesteśmy w Warszawie w świątyni. Dziś pierwszy raz spotkałem słynnego Navinaniradę Prabhu. Ale inspiracja. Emanowało od niego coś takiego… W kirtanie na przykład. Kiedy intonował i tańczył, to miało się wrażenie, że to jakiś wesoły półbóg tańczy z nami. Patrząc na niego, widziałem własne perspektywy. Wiadać było, jak działa ten duchowy proces, jak uwalnia go od brudów, zostawiając coraz czystszą, radosną duszę.
     Wykład też był porywający. Navinanirada mówił z błyskiem w oczach, że jesteśmy rewolucjonistami i zawsze powinniśmy nimi być. Powiedział, że jeżeli uczynimy rozprzestrzenianie tej misji, misją naszego życia, to niemożliwe stanie się możliwym. Zainspirował mnie. Zawsze chciałem być rewolucjonistą, rebeliantem. Teraz mam okazję zrobienia tego w duchowy sposób.
     Navinanirada robi sankirtan od dwunastu lat. Przyłączył się, kiedy miał szesnaście. Widać, że jest rewolucjonistą, czuć to śakti. Chciałbym taki być. Mieć miłość i oddanie dla guru maharaja, misji, Pana Czejtanii, Vaisnavów.
     Nasze problemy kończą się tam, gdzie zaczynają się problemy innych. Szczęście pojawia się tam, gdzie rezygnujemy ze swojego egoizmu i zaczynamy pomagac innym. To jest esencja sankirtanu.
     Dziś na kirtanie byo mi trochę wstyd, gdy patrzyłem, jak Navinanirada tańczył pełen blasku, a ja z boku próbowałem nieporadnie podskakiwać, uchwycony własnym ego i umysłem. Ale byłoby fajnie być już wolnym od tego i walczyć dla guru i Kryszny. Haribol!

15.11.1997 Warszawa

     Dzisiejszy festiwal był wspaniały. Rano brałem udział w służeniu prasadam. Później były dwie godziny z Navinaniradą Prabhu, później znów nakładałem ucztę, po czym znów dwie godziny z Navinaniradą. Praktycznie fruwam pod sufitem. Kiedy dziś opowiadał o sankirtanie, to aż się chciało wybiec na ulice z książkami. W jego ustach brzmi to tak prosto i radośnie, że za cholerę nie potrafię sobie przypomnieć, co mnie wypaliło. Ogień, zapał, żarty, wzruszenia, łzy – tak wyglądają jego wykłady. Mógłbym siedzieć przy nim całymi dniami, i ładować się jego śakti. Czy kiedykolwiek taki będę? Albo chociaż, żebym mógł mieć stałe towarzystwo takiej osoby. To pomogłoby mi wznieść się na platformę służby oddania.
     Gdy to pisałem, Śaśabindu przyniósł mi kubek maha po Navinaniradzie, żebym rozdał bhaktom. Sam też przyjąłem.
     Później, o siódmej był niesamowity kirtan. Mental przeszedł mi całkowicie i skakałem pod sufit, jak sprężyna. Jakbym był rybą w szafranowym morzu. Czad. Znów silnie poczułem, jak dobrze być z wielbicielami. Jeszcze półtora roku temu moje życie było nijakie, głupie, brudne, a teraz? Tańczę z Vaisnavami, wielbię Krysznę, rozprowadzam prasadam, a czasami książki, spotykam świete osoby. To zadziwiające. Czasami aż nie mogę uwierzyć w swoją dobrą fortunę. Wiem, że teraz jestem doładowany festiwalem i Navinaniradą, ale wierzę, że przyjdzie taki dzień, że sam z siebie, bez przerwy będę w ekstazie służył bhaktom, guru i tej misji. Haribol!

No comments:

Post a Comment