Monday 7 June 2010

Karmici



W tamtych czasach potrafiłem dostrzec lekcję we wszystkim. Byłem w stanie ciągłej gotowości - skoro Kryszna jest, to najprawdopodobniej ciągle próbuje się z nami komunikować. Brakuje mi tego teraz. Co do społecznej strony tego zapisku, nic się nie zmieniło. Nie zarzucam nic biednej Indrani. Sam używałem słowa "karmici" niejednokrotnie. Nie da się dużo poradzić na wychowanie. Na szczęście nigdy w pełni nie przekonałem się do podziału na "my i oni".

Szafranowe stronice 3

07.04.1997, Kraków, świątynia na Podedworzu.

Wczoraj odwiedził mnie w świątyni Tom z dziewczyną. Ucieszyłem się, nie widziałem starego druha od przyłączenia się do bhaktów. Kiedy wyjeżdżałem z domu nawet się nie pożegnałem, a przecież byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. A ten mnie znalazł. Długie, splątane włosy, sztruksowe dzwony, korale i rzemyki – jakbym widział siebie sprzed kilku miesięcy. Przywitaliśmy się serdecznie, Tom wyśmiał moją fryzurę, pogadaliśmy o naszych losach, po czym nakarmiłem ich po uszy prasadam.

Był już wieczór i widziałem, że Tom oczekuje, że będą mogli u nas przenocować. No i tu sytuacja się skomplikowała. Nie wiadomo było, co zrobić z Martą, jego dziewczyną. Mataji nie chciały mieć u siebie w aśramie niebhaktinki. Indrani wpadła na pomysł, żeby umieścić ich w sadhu roomie. Viśvambhara zaprotestował, mówiąc, że to nie są standarty świątynne, żeby chłopak i dziewczyna spali razem. Indrani mataji odpowiedziała: „To tylko karmici”.

Dziwnie się poczułem. Jakby w sercu zrobiła mi się zadra. Widzę w tym jednak lekcję od Kryszny. „To tylko karmici”. Dlaczego? Znam Toma od lat i wiem, że jest czującą, dobrą istotą ludzką. Mówienie o nim z pogardą „karmita” jest nie fair. Nie spodobało mi się to. Do ludzi trzeba odnosic się z szacunkiem. Nie jesteśmy wybranymi dziećmi Boga – wszyscy są. A my, jako bhaktowie mamy po prostu więcej obowiązków – musimy pomagać innym dzieciom Kryszny przypomnieć sobie o Nim.

Wczoraj byłem po prostu rozwalony całą sytuacją, ale dziś widzę to jako bezpośrednią lekcję. Niekiedy boję się, że Kryszna mnie nie zauważa, ale w takich momentach czuję Jego opiekę i czujny wzrok przyglądający się mojemu postępowi duchowemu. Chcę wierzyć, że nie myślę tak z powodu dumy. Raczej ma w sobie taką miłość i współczucie, że zajmuje się każdym, nawet najdrobniejszym stworzeniem.

Sprawa z Tomem znalazła w końcu rozwiązanie – Marta wylądowała w sadhu roomie, a Tom z nami w aśramie. Aż serce rosło, kiedy widziałem jak tańczy w kirtanie na Gaura-arati. Szybko chwycił jakąś grzechotkę i zarzucał grzywą w ekstazie. Marta też przyłączyła się do tańca bhaktinek i widać, że miała z tego dużo radości. Wstali też na powitanie Bóstw i zostali na wykład. Później zjedli z nami sniadanie, dałem im paczuszkę maha prasadam, wyściskaliśmy się na pożegnanie i poszli. Niech Kryszna się nimi opiekuje.



No comments:

Post a Comment