Monday 21 June 2010

Przyjazd Auttareyi



Szafranowe stronice 10

17.06.1997
schronisko młodzieżowe w Bieczu


Wczoraj wieczorem znowu wyruszyliśmy na sankirtan. Bardzo mi się nie chciało. W świątyni bhaktowie grali bhajan, pujari przebierała Bóstwa za zasłonką, dzwonił delikatnie dzwoneczek, złote światło, spokój. Ale to nie było dla nas, sankirtanowców. Przed Gaura-arati zapakowaliśmy już vana książkami i orzeszkami, śpiworami. Kiedy reszta wielbicieli intonowała dla Kryszny, my dla Kryszny wyjeżdżaliśmy na nieprzyjazne ulice. Choć widzę w tym romantykę, to nie jest mi przez to wcale lepiej. Może kiedyś inaczej na to popatrzę?

Wczoraj miałem długą rozmowę z Madaną Prabhu. Tak ogólnie – o niczym i o wszystkim. Opowiedziałem mu o przyłączeniu się do bhaktów, Woodstocku, nadziei, moich problemach. Trochę mi było głupio, że tyle gadam, ale Madana jest dobrym słuchaczem i widać, że naprawdę go interesuje, co się mówi. Czułem duchowy związek w czasie rozmowy.

Na koniec dał mi radę, że pomimo tego, jak postępują niektórzy bhaktowie, jak traktują mnie i innych, powinienem nie zwracać na to uwagi i zawsze starać się służyć innym, dawać prezenty, słuchać w zaufaniu, bo tak pisze w śastrach i to działa. W ten sposób mogą zawiązać się między bhaktami wspaniałe, duchowe związki. Bardzo mnie zainspirował, jak zwykle zresztą, gdy schodzimy na poważne tematy. Bardzo go szanuję. Czasami wydaje się, że jest w pasji, ale widzę, że to nie ma znaczenia – Madana jest mądrym, doświadczonym wielbicielem. Zawsze, gdy bliżej poznaję starszych bhaktów, mam wrażenie, że są chłopcami. nie potrafię tego opisać. Eh, kiedy tam będę?

Ostatnio przyjechał Auttareya Prabhu – jeden z pierwszych bhaktów w Polsce, który teraz naucza w Kambodży. Bardzo ryzykowna misja. Widać, że Auttareya Prabhu nadaje się do niej, choć pierwsze wrażenie mnie zmyliło. Tyle o nim słyszałem, że wyobrażałem go sobie jako jakiegoś Conana Barbarzyńcę, a zobaczyłem starszego pana z brzuszkiem. Poważnie – gdyby Auttareya Prabhu był w garniturze, wziąłbym go za poważnego biznesmena. Ale kiedy dał wykład… O Kryszno! Takiego wykładu jeszcze nie słyszałem. Mówił prosto i niekiedy topornie, ale było to tak szczere i miało taką moc, siłę, że wszyscy chłonęli jego słowa z otwartymi ustami. Moje musiały być wyjątkowo otwarte, bo Auttareya Prabhu stwierdził, że zaraz mi mucha wleci, jeśli ich nie przymknę. Prawdziwy nektar. Skojarzył mi się ze starym marynarzem z „Wyspy skarbów” snującym tajemniczą opowieść, tylko zamiast o złocie, diamentach i przygodach na szerokich wodach, opowiadał o skarbie bhakti i dalekim lądzie Krysznaloki. Nigdy wcześniej nie słyszałem tak jasno, prosto i atrakcyjnie przedstawionej świadomości Kryszny.

Zazdroszczę mu, ale w dobry sposób. Przygody, podróże, duchowe rozrywki, a ja czasami czuję się, że utknąłem. Jeżdżę na sankirtan, ale nic nie czuję, a w sumie to męczę się większość czasu, choć lubię jeździć po Polsce, mieszkać w vanie, albo w schronisku, a później wrócić do świątyni, w sam raz na Gaura-arati z innymi grupami. A kiedy zostaję w świątyni, to z kolei wpadam w jakąś gnuśność, marazm, kłócę się z bhaktami, nie mogę skupić się na Krysznie, a zamiast na Krysznie skupiam się na mataji. Jednym słowem nic ciekawego. Dobrze byłoby już być dalej, wyjść z tego dzieciństwa u Kryszny i być dorosłym jak Auttareya Prabhu, czy inni starsi wielbiciele.

Kiedy później miałem okazję, poprosiłem go o radę w sprawie sercowej (ale ze mnie brahmacarin!). Potraktował to bardzo poważnie. Konkluzja była taka, żebym się nie zamartwiał, żebym jakoś przeczekał do przyjazdu guru, ale pewnie szybciej mi przejdzie niż porozmawiam z Maharajem. Nie nauczał mnie, że jestem w mayi, ani nic w tym guście. Bardzo trzeźwo stwierdził, że wszystkim odbija szajba na punkcie kobiet i nie ma w tym nic dziwnego. Trzeba nauczyć się to znosić.

Oprócz tego obieraliśmy razem ziemniaki! Obierałem ziemniaki z jednym z najstarszych bhaktów w Polsce!:)

Kończę, bo Viśvarupa Prabhu szykuje się już do spania, a jutro wychodzimy znów na sankirtan. Haribol.

No comments:

Post a Comment