Tuesday 15 June 2010

Pierwszy sankirtan



Sankirtan nigdy nie był moją mocną stroną. Powiem więcej - cierpiałem na ulicy:). Bywały czasy, że zostawiałem swoją grupę sankirtanową i autobusem uciekałem do świątyni. Albo lider grupy sam z siebie mnie wyrzucał:). Mimo wszystko próbowałem i kilka razy udało mi się doświadczyć wzniesienia się ponad ego. Miłe to było, ale zbyt rzadko, żebym kiedykolwiek załapał do tego większy smak. W tamtych czasach oznaczało to jednak koniec przygody i spędzenie życia w kuchni. Dlatego walczyłem, jak mogłem.

Szafranowe stronice 6

marzec 1997

Dwa dni sankirtanu z Rupą Goswamim Prabhu i Kryszna Namem Prabhu. Pojechaliśmy do Lanckorony. Było strasznie. Zimno, mokro, zmarzły mi palce na kość, stopy też, nie miałem porządnych ubrań i nikt nie chciał brać książek, a później, w schronisku bhaktowie tylko czytali śastry i nikt ze mną nie rozmawiał. Marzyłem, żeby się to skończyło i żebyśmy już wrócili do świątyni. Nie nadaję się do sankirtanu. Wiem, że to tchórzostwo i chciałbym przez jakiś czas być na pierwszej linii i doświadczyć tego nektaru, ale nie daję rady. Vanamali powiedział, że każdy powinien przez to przejść, a jeśli nie może, niech służy bhaktom sankirtanu. Widać będę musiał służyć bhaktom sankirtanu.

28.04.1997

Jedziemy na sankirtan. W zeszłym tygodniu pojechałem na kilka dni z Viśvarupą Prabhu i Ananta Bhakti Prabhu. Byliśmy w Opolskim i było dobrze. Czuję, że będąc na ulicy odżywam. Otrząsam się z gnuśności. Rozprowadzaliśmy przez te trzy dni orzeszki. Później wróciliśmy do świątyni i pojechaliśmy z innymi grupami sankirtanowymi na basen. Dziś wyruszamy na trzy dni do Łodzi. Dołączył do nas Sebastian. To tyle. Haribol!

29.04.1997

Już wieczór. Śpimy w vanie. Nie udało nam się załatwić schroniska. Viśvarupa miał nadzieję, że załatwimy wszystko na miejscu i nie zadzwonił, żeby zarezerwować. Okazało się, że wszystko już było zajęte. Trudno. Trochę zimno, w końcu to jeszcze kwiecień, i ciasno, ale nie przejmuję się tym. W pewnym sensie jest przytulnie. Obrazki Bóstw przyklejone do ściany, bhajany z magnetofonu, kitri w termosie, zrobiliśmy sobie gorące mleczko.
Mam trochę kłopotów z Anantą. Nic ciężkiego, ale daje się jednak we znaki. Małe spięcia o bzdury. Czuję się, że nie mogę nic powiedzieć, bo on jest inicjowany, a ja nie. Ale co tam. Chcę się uczyć pokory. Może to ja coś robię nie tak?

maj 1997

Byłem dwa tygodnie na sankirtanie. Robiliśmy maraton Pana Nrsmhadevy. Byłem z Viśvarupą, Bartkiem Kuleczką, Łukaszem i Sebastianem. Jeździliśmy po Pomorzu i rozprowadzaliśmy książki i orzeszki. Raz było lepiej, raz gorzej. W drugim tygodniu ciężko mi było skupić się na rundach. Stwierdziłem, że to z powodu długiego spania i kiepskiej sadhany. Sypialiśmy nieraz do szóstej rano, czyli po dziewięć godzin! Później cały dzień na mentalu, walcząc z umysłem opanowanym pożądaniem. Jakoś przeżyłem. Mam teraz lekcję na przyszłość.

2 comments:

  1. "Sankirtan nigdy nie był moją mocną stroną. Powiem więcej - cierpiałem na ulicy:). Bywały czasy, że zostawiałem swoją grupę sankirtanową i autobusem uciekałem do świątyni. "
    Pamiętam miałem podobnie raz w Kamiennej Górze , pojechaliśmy kilka osób z NS , rozdzieliliśmy się , ja wszedłem do jakiegoś biura ...nikt nic nie kupił , a ja po wyjściu nie mogłem się już przemóc i postanowiłem wrócić do świątyni na piechotę ...z plecakiem pełnym książek . W sumie zabłądziłem w lesie i noc spędziłem pod gołym niebem:)...do świątyni wróciłem następnego dnia.
    Jak pamiętam dałem własne pieniądze za kilka książek, że niby to nie było bezowocne , ze niby coś sprzedałem;-)...a najlepsze ,ze był to najlepszy wynik:-) i choć ten lider sankirtanu był zły ,ze własnowolnie wróciłem , inni klepali mnie po ramieniu:-) Potem ...albo rozdałem , albo sprzedałem te książki wśród gości . Przypominam też sobie bhaktę , który opowiadał ,ze zawsze na sankirtanie naprawiał samochód, no wtedy zawsze "coś nawalało";-)...tak chłopak kombinowal żeby nie wyjść na zewnątrz ...a wiadomo sankirtanowy samochód ważna rzecz. No i jeszcze jedna opowieść bhakty , który raz poszedł na bloki z książkami . Złapał go "mental" i cały dzień jezdził w windach . No takie - nieco inne-sankirtanowe nektary;-)
    balaji

    ReplyDelete
  2. He, he, znam ten ból. Kombinowanie, jak nie wyjść.
    Idąc na bloki, mówiło się, że "idziemy na syfy";))

    ReplyDelete