Friday 16 July 2010

Jestem impersonalistą



Szafranowe stronice 12

05.07.1997 Gryfice
(na turze)

Pogarsza mi się. Byłem dzisiaj przy harinamie z książkami. Tragedia. Nie czułem żadnej inspiracji, wręcz nie widziałem sensu, żeby to robić. Bhaktowie uśmiechali się, tańczyli, intonowali, Indradyumna Maharaja inspirował swoją energią wszystkich, oprócz mnie. Inni sankirtanowcy śmigali z książkami od osoby do osoby, a ja miałem wrażenie, że poruszam się w smole i każde podejście było jak wyczerpująca walka. Sprzedałem tylko jeden egzemplarz „W obliczu śmierci”, ale osoba, która go kupiła, o mały włos go nie zwróciła widząc moją depresyjną twarz. A przynajmniej tak mi się zdawało.

Myślałem, że harinam mi pomoże, ale wszystko wydawało mi się sztuczne. Nie wiem dlaczego. Powinienem być w ekstazie, widząc jak rozprzestrzenia się ruch Pana Czejtanii, ale nie czułem nic. Pustka. Brak mi wiary. Czasami zdaję sobie sprawę, że przenika mnie niechęć do form, ludzi, emocji, różnorodności i patrząc na niebieskie niebo i majestatyczne chmury nad plażą, marzy mi się zniknięcie, rozpuszczenie w pustce. Żeby już więcej nie trzeba było się starać, bać, kombinować. Jestem mayavadim? Mam nadzieję, że to przejdzie. Nieraz miałem takie doły i przechodziły (choć nigdy do końca). Może to jakiś dziwny test od Kryszny? A może popełniam obrazy? Może robię coś nie tak? Jest tu bóstwo Pana Nrsmhadevy, a ostatnio Padmanabha Goswami przywiózł kawałek szaty Pana Czejtanii, a ja zamiast praktykować świadomość Kryszny, oglądam się za spódniczkami. W miejscu, w którym jest kawałek szaty, którą nosił sam Bóg. To nie może być dla mnie dobre.

Jestem impersonalistą i materialistą.
A przecież chcę być bhaktą.

No comments:

Post a Comment