Monday 27 June 2011

Radiostacja 3



Where Your Home Is
27.06.2011, Kopenhaga

Niedzielny program, goście jeszcze się schodzą, pokorni Hindusi składają ręce i kładą jabłka, melony i słodycze w sreberku na ołtarzu, dźwięki rozgrzewającego się harmonium, zapach kadzidełek, Gaura i Nitay przyglądają się duszom z uśmiechem.

Nie wiem, czy przeżyłbym ten bhajan tak mocno, gdyby nie mała, znikoma scenka, której nikt pewnie oprócz mnie nie zauważył. Oskar, młody brahmacarin, jeszcze nieinicjowany, jedyny miejscowy bhakta, który co niedzielę podchodzi do mnie z nieśmiałym uśmiechem i pyta co słychać – z gracją przeciska się pomiędzy siedzącymi na podłodze gośćmi, podchodzi do szafki z instrumentami. Zamiast wziąć pierwszy z brzegu instrument, nachyla się, sięga ręką głębiej i zza kupki śpiewników wyciąga karatale. Zerka ukradkiem na boki, czy nikt nie zauważył i jakby nigdy nic siada pod filarem i zaczyna grać z przymkniętymi oczami. Zdaję sobie sprawę, że chłopak ma po prostu swoje ulubione karatale i specjalnie chowa je jak najgłębiej, żeby nikt oprócz niego ich nie zabrał. Serce mi mięknie – przypominam sobie, że robiłem dokładnie to samo! Ta świątynia jest jego domem, tak jak kiedyś ja miałem swój dom wśród bhaktów. Pewnie z podekscytowaniem czeka na niedzielny program, kiedy zjawią się goście i przełamie się codzienna rutyna, ciekaw nowych twarzy, rozmów. A w czasie wykładu urwie się do swojego pokoju, gdzie spróbuje wyczytać Prabhupada choć z pół godziny, żeby nie czuć się winnym, nie zmarnować dnia…

Już dziesiąta wieczór, a za oknem ciągle jasno, pokój gorący i parny, ciało już zapomniało o miłym chłodzie wody w basenie dziś w południe, co najwyżej pamięta o saunie i drewnianych ławkach, tak gorących, że prawie niemożliwe było usiąść bez przypalenia tyłka. Nie jest wcale tak trudno łączyć codzienne, zwykłe rzeczy z Kryszną, kiedy większość dnia spędziło się słuchając o Nim, o bhakti, o Vaisnavach. Wtedy umysł sam z siebie sięga do tych rzeczy, zastanawia się na przykład, czy na Goloce Kryszna też ma saunę, albo przypomina sobie, jak kiedyś po sankirtanie chodziło się z bhaktami na basen i ludzie z nieufnością i zdezorientowaniem patrzyli na nici bramińskie i sikhy, kiedy wielbiciele pryskali się jak dzieci i wrzucali Viśvarupę na głęboką wodę, kiedy ten akurat zaczynał mantrować Gayatri, mocząc lotosowe stopy w chlorze.

Fajne obrazy – zmieszaj je z muzyką, nie ma dobrej audycji, bez dobrego podkładu muzycznego. Przerzucam płyty, coś z bhajanów? Vayasaki? Nie, nie dzisiaj. Hiszpańskie rytmy? Przecież odpoczywam od anarchizmu. New age? W sumie już wieczór, zwykle przed spaniem pozwalam sobie na te smętne nuty, kojarzące się z tarotem, astralnymi podróżami, Indianami, wspomnieniami starych snów… Więc New age it is. Lovers Lane „Island Memories”.

Co w Bhagavad-gicie słychać? Czy Pieśń Boga ma jeszcze dziś dla mnie choć jedną małą naukę? Otwieram na chybił trafił….

kasmac ca te na nameran mahatman
gariyase brahmano ’py adi-kartre

ananta devesa jagan-nivasa
tvam
aksharam sad-asat tat param yat

Bg. 11.37


"A dlaczego mieliby się Tobie nie kłaniać, o Wielki, większy nawet od Brahmy, pierwotnego stwórcy? O Nieskończony, Boże bogów, jesteś siedzibą wszechświata, niezniszczalnym, objawionym i ukrytym, i tym, co leży poza tym."

Potężne słowa. Odbijają się dźwięcznym echem, jak w katedrze, pośród monumentalnych witraży, gdzie ułożony z kolorowych szkieł, poważny, groźny Bóg, spogląda z góry na swoje stworzenie. W takim miejscu dusza czuje się mała i bezradna, ogarnięta bożą bojaźnią. Mam takie wspomnienie z dzieciństwa - mama zabierała mnie do kościoła, z którego najbardziej pamiętam (oprócz starych kobiet, od których czuć było stęchlizną i zwiędłymi kwiatami) witraż nad ołtarzem. Przedstawiał on brodatego Boga wśród chmur. Zahipnotyzowany monotonnym głosem kapłana i dymem kadzideł miałem wrażenie, że unoszę się wśród zimnych, kamiennych ścian i powoli zatapiam w puch sinoróżowych chmur, gdzie kiwa do mnie poważny, smutny starzec, obiecujący, że wyjawi mi tajemnice wszechświata…

Nie pociąga mnie taki Bóg. Szczerze mówiąc to odstrasza mnie majestatyczna wielkość Stwórcy. No i poznawanie tajemnic wszechświata też chyba nie jest dla mnie. Ile tajemnic będę w stanie poznać, zanim pęknie mi głowa? Dokładnie pamiętam z jaką ulgą wybiegałem z kościoła, wciągając w płuca pachnące latem powietrze, patrząc na drzewa, samochody, kolorowe stoiska odpustowe, słuchając gwaru rozmów, krzyków i pisków innych dzieci. Ulga. Wolę Boga-człowieka, bawiącego się z wielbicielami.

Kryszna, księżyc Gokuli, w swoich kolejnych narodzinach stał się Panem Gaurą. Przebrawszy się w strój chłopca pasterza Vrajy, Pan Gaura tańczy w ekstazie.

Nitai i piękny Ramai tańczą w ekstazie, jak chłopcy pasterze. Za nimi biegnie Advaita z garnkiem pełnym jogurtu i wylewa go na głowę Nitaia.


Srivas i inni wielbiciele żartują sobie z Advaity i ze śmiechem posypują go kurkumą. Śankar i Murari tańczą w przebraniu chłopców pasterzy, trzymając w rękach pasterskie torby.

Mukunda i inni wielbiciele śpiewają i grają na różnych instrumentachm patrząc na piękne jak księżyc oblicze Gaury. Narahari mówi, że tonie w oceanie szczęścia.

(Śrila Narahari Chakravati Thakur - Śri Bhakti-ratnakara 12.3169-3172)


Jak daleko od tego jestem… Zmagając się z samym sobą, próbując przejść kolejne transformacje, zamiast na celu, skupiając się na bólu zrzucania zużytej skóry. Jedyna szansa dla kogoś tak zanurzonego w materii to schronienie się u stóp Vaisnavy.

Moja new age’owska wiązanka, jakby podkładając muzę myślom, wyśpiewuje:

The warm air is flowing over your skin
The wind is whispering secret things
Feel the silence deep inside
Imagine a sunset embracing the night
Diving deep into your mind, you can let your soul unwind
There's no fear to keep you down
Trust yourself with your own sound

Get back to serenity
Come one strong, set your spirit free
Get back to serenity
Tune yourself in to a true reality

Where do you come from, where do you go
Is there a reason that keeps you in flow
Walking on water lighter than air into the ocean now you are there
Peace of mind is all around
Rising up when the sun goes down
Into the ocean of your bliss
Into the light where your home is

Do oceanu szczęścia
Do światła, gdzie jest twój dom…


No właśnie. Ale do domu jeszcze kawał drogi. Choć Visnujana Swami powiadał, że w porównaniu z odcinkiem, który przeszliśmy (pomyślmy o tym nieskończonym kalejdoskopie żyć), ten kawałek, który nam został przed dotarciem do domu, to tylko mały błysk.

Niedługo północ, będę już kończył.
A wiecie, co pisze w Padma Puranie?

[Kryszna powiedział:] Cały świat znajduje się pod opieką Vaisnavów. Bogowie są chronieni przez Vaisnavów. Tak naprawdę to nawet Ja sam jestem pod opieką Vaisnavów. Dlatego Vasinavowie są najlepsi ze wszystkich.


No comments:

Post a Comment