Saturday 25 June 2011

Radiostacja 2



Miłość a ego
25.06.2011, Kopenhaga

Włączam przycisk “play”, z głośników spływają kosmiczne, ciche nuty, jakby wszechświat ucinał sobie drzemkę i tylko śnił o nas i naszych małych sprawach, tęsknotach i zagubionych ścieżkach.

Dziś w Radiostacji chciałbym porozmyślać nad ego… „Porozmyślać” to nie jest zbyt dobre słowo. Myślenie, analizowania, używanie intelektu, szukanie definicji, którymi duch mógłby przysłonić sobie świat. Mam przecież doświadczenie, jak bezowocne, a czasami nawet bolesne może być patrzenie na świat tylko intelektem. Umysł jest martwy i ma tendencję do wysysania życia z tego, czego dotknie. W taki sposób ten łajdak może czuć się spokojny, ściągając wszystko na swój poziom. Na szczęście (nieszczęście dla niego), kiedy już raz rozbudzi się duszę, to już nigdy nie da spokoju i będzie próbowała się wznieść, popłynąć przez melodię śpiącego wszechświata, do góry, do jego granic, szukając małego tunelu, którym mogłaby się wymknąć do prawdziwego świata.

Wybrałem temat ego, kiedy czytałem dziś po raz kolejny te słowa Radharani:

Kiedy Kryszna wyjechał z Mathury, Radha powiedziała Lalicie: “Droga przyjaciółko, jeżeli Kryszna nigdy nie wróci do Vrindavany, wtedy nigdy go nie osiągnę, a on nie osiągnie mnie. Jaki pożytek będzie płynął z utrzymywania tego ciała, jeśli pozbawiona będę służby dla niego?”

Następnie zaczęła się modlić:
Chylę czoło przed Stwórcą i błagam go o błogosławieństwo, że kiedy to ciało umrze i jego elementy zmieszają się z elementami materii, niech woda mego ciała zmiesza się z wodą rzeki, gdzie bawi się Kryszna. Niech ogień mego ciała wejdzie w lustro Kryszny. Niech eter mego ciała zmiesza się z przestrzenią wokół jego podwórza. Niech ziemia mego ciała stopi się ze ścieżkami, po których on chodzi, a powietrze mego ciała niech posłuży do jego wachlowania. (Padyāvalī, text 340)

Mocne. Tutaj znalazłem cudowny przykład miłości – a jakie lekarstwo lepiej leczy chore ego, niż uczucie? Kiedy się kocha, to bardziej od życia liczy się obiekt miłości. Gdy wgłębimy się w te słowa… Radharani kocha Krysznę tak mocno, że nie liczy się dla Niej jej własne życie – śmierć nie jest wcale problemem. Problemem jest brak towarzystwa Kryszny, a śmierć jest ulgą, tym większą, kiedy może zbliżyć Ją do Niego. Wiem, że to wzniosłe tematy, ale nie po to wybrałem tę ścieżkę, żeby unikać najważniejszych rzeczy, sedna tajemnicy, która, jak mówią mędrcy, przerasta wszystko, co możemy osiągnąć w tym świecie, łącznie z wyzwoleniem z materii i rozkoszą duchowego blasku Brahmana. Miłość.

Skąd bierze się cierpienie? Skąd neurotyczna koncentracja na procesach zachodzących w głowie (jakby sucha, pełna słomy głowa stracha na wróble była aż tak ważna)? Skąd ta wieczna agonia ego, próbującego określić siebie, znaleźć własną definicję? Kierunek koncentracji. Uwaga duszy zogniskowała się do środka, zamiast na zewnątrz (do materialnego środka, zamiast na duchowe "zewnątrz"). Wystarczy zmienić tylko tę małą rzecz – kierunek skupienia – z siebie na Absolut, a zawirowania ego stają się niczym. Radharani nie ma egzystencjalnych problemów, nie zastanawia się nad sobą. Jej cała uwaga przyciągnięta jest ku Krysznie. To jest właśnie to – miłość.

Sztuczne odwrócenie uwagi od siebie na Absolut jest trudne i męczące. Wyobrażam sobie siebie z długimi dredami, splątaną brodą, siedzącego na zboczu góry i wpatrzonego nieporuszenie w horyzont, za którym wschodzi i zachodzi ognisty krąg słońca, odliczający dni, które zbliżają nas ku śmierci. Klepsydra boga słońca, kpiącego z wysiłków ludzi, którzy jak mrówki biegają po powierzchni ziemi, szukając spełnienia swych marzeń. Biedne, zmęczone dusze, rzadko zwracają oczy do góry, ciągle licząc na znalezienie domu i harmonii w tej krainie snów.

No więc siedzę na zboczu góry, próbując zapomnieć o potrzebach, marzeniach, pragnieniach, krusząc ego, czy raczej próbując o nim zapomnieć, bo ego to potężny przeciwnik, nie tak łatwo jest go skruszyć. Dzień po dniu, rok po roku, próbując umrzeć, dla świata czekając aż wreszcie gdzieś ze środka rozbłyśnie spokojne światło Brahmana… W jakiś sposób ten obraz wydaje mi się smutny. Szkoda mi joginów. Z wielkim wysiłkiem znajdują schronienie w blasku i na tym kończą poszukiwania. A przecież gdyby spróbowali zajrzeć trochę dalej, gdyby nie zatrzymali się, ale z ciekawości przeszli jeszcze parę kroków, to przecież mogliby natknąć się na Niego.

Tak jak Śukadeva Goswami. To była dusza wyzwolona od urodzenia, pieśń materialnego wszechświata, jakkolwiek kusząca dla większości zagubionych dusz, dla niego nie miała już żadnego uroku. Zrozumiał znaczenie pojęcia nirguna – rzeczywistości bez cech i jego umysł osiągnął spokojną równowagę, pełną satysfakcję. A jednak nie do końca – kontakt z wyższą rzeczywistością zakłócił tę równowagę i jak powiedział sam Śukadeva, z potężną mocą porwał go na drugą stronę.

„Całkowicie uwiódł mnie urok takiego życia, rozrywek, strumień pełnej nektaru aktywności. Wszedłem w kontakt z tamtym światem - grhitaceta rajarse – mój umysł został porwany z wielką siłą i zaangażował się w tamtejszą aktywność. Nie mogę odejść, nie mogę zejść z tamtej uroczej krainy.”

To wszystko brzmi tak mistycznie i tajemniczo, a przecież cała tajemnica wyjaśniona jest w tym wersecie wygłoszonym przez Radharani. To, czego szukają mędrcy i jogini, na co setki, a nawet tysiące lat pracują wielkie dusze, które poświęciły się znalezieniu wyjścia z tego labiryntu, jest tylko cieniem tego, co opisuje Radharani. Najlepszym i tak naprawdę jedynym lekarstwem na ego jest miłość.

Wiem, że to nie jest tanie i łatwe. Proste – tak, ale nie łatwe. Miłość jest celem, jest też środkiem, ale póki co, to pozostaję w krainie teorii. Miłość może narodzić się tylko z miłości – nic innego nie może zrodzić uczucia. Bhakti rodzi bhakti. Mogę filozofować, czytać, rozmyślać, ale prawda jest taka, że muszę wziąć przykład z tego jogina siedzącego na szczycie góry, i tak jak on poświęcił się w stu procentach znalezieniu światła w ciemności, tak ja powinienem poświęcić się kompletnie wołaniu o łaskę, z czystym, szczerym sercem.

Bramini modlą się w Bhagavatam:

Do diabła z naszymi narodzinami w rodzinach bramińskich! Do diabła z naszą uczonością w pismach! Do diabła z naszymi ofiarami i przestrzeganiem zasad pism! Do diabła z naszymi rodzinami! Do diabła z tym wszystkim, co sprawiło, że sprzeciwiliśmy się kochaniu błogosławionego Najwyższego Pana, który znajduje się poza zasięgiem naszego ciała, umysłu i zmysłów.
— Bhāg.10.23.40.

Dokładnie. Do diabła ze wszystkim. „Mój najlepszy przyjaciel znajduje się poza zasięgiem mojego ciała, umysłu i zmysłów.”

Wszechświat ciągle śni, nucąc przez sen historie milionów dusz, dumnych władców opatulonych w miękkie szaty, zmęczonych włóczęgów z zardzewiałymi rewolwerami i w zakurzonych, skórzanych kapeluszach, magików, żebraków, gangsterów, dzieci, kochanków, którzy przysięgają sobie miłość na wieczność… W nutach tej pieśni czuć smutek wszechświata. Smutek Pana Visnu. To jest inny aspekt miłości.

Mówiłem o kochaniu Boga, choć jest tak daleko od nas. A jest jeszcze Jego miłość do nas, Jego współczucie. Przecież Visnu jest w naszych sercach, wieczny towarzysz, świadek. Zna nasze marzenia, problemy, grzechy i zrywy duszy w stronę światła. Pomyśl o tym – pomyśl ile smutku, ile współczucia i ile wynikającej z tego miłości ma w sobie. I kierowany uczuciem raz za razem miesza się z nami, gubi się w tłumie, Avatar, szukający sposobu na uratowanie tych małych iskierek, przygaszonych przez mokre fale materialnej natury. Jeśli to nie jest piękny obraz, to nie wiem, co jest. Radharani płacząca z rozłąki, pragnąca połączyć się z obiektem miłości, nawet za cenę życia, Bóg zstępujący na nasze ulice, żeby nas obudzić, uratować, rozkochać w sobie. Cały wszechświat opiera się na miłości. Nie na prawach, fizycznych zasadach, które próbują posegregować i usystematyzować naukowcy i filozofowie, ale na zwykłym uczuciu.

Swami napisał takie krótkie zdanie: „Ciągle jednak każdy pasterz czuje, że Kryszna kocha go najbardziej i każdy ma rację. Taka jest opinia Śri Brhad-bhagavatamrty.” Mówi tutaj już o „tamtej stronie”, gdzie nie ma już wątpliwości i poszukiwań, kiedy svarupa śakti staje się naszym powietrzem, a nie marzeniem. Tutaj, w świecie materii, miłość jest jak powiew wiatru odświeżający kamienne korytarze materialnego wszechświata. Tam miłość jest wszystkim – i kamieniami, i korytarzem, i wiatrem. I choć nie da się zliczyć duchowych iskier, które tam zamieszkują, to tamten świat jest tak zrobiony, że każda z iskier czuje, że Kryszna kocha ją najmocniej.

To jest serce Vaisnavizmu.

No comments:

Post a Comment