Saturday 5 January 2013

O zatruciu purisami i Wolności Absolutnej


Szafranowe stronice 46

14.01.1998 Kraków

     Kiepski dziś dzień. Chciałbym pisać o pozytywach, ale uczciwość wymaga, żeby mówić o wszystkim. Wczoraj musiałem coś załatwić, a kiedy wróciłem, okazało się, że nikt nie zostawił mi prasadam. Wkurzyłem się i poszedłem do kuchni nasmażyć sobie purisów. Wszyscy zaczęli mnie czyścić, że już za późno na purisy, zresztą to kuchnia Kryszny, a nie moja. Jeszcze bardziej się wnerwiłem i z tej złości i przekory zjadałem za dużo i się strułem. Położyłem się późno, bo do dziesiątej wieczór oglądaliśmy video z Vyasa-pujy, w nocy wymiotowałem, i z tego wszystkiego nie wstałem rano, żeby służyć Maharajowi (co jest moją zwykłą poranną służbą). Cały poranny program byłem słaby i chory, i tak się to ciągnie cały dzień. Po prostu fizycznie czuję, jak oplatają mnie siły natury, czy raczej jedna – tamo guna. Nie za przyjemne uczucie, ale nie daję rady z niego wyjść.
     Na wykładzie Guru Maharaja powiedział super rzecz, która uprzytomniła mi trochę, co się może ze mną teraz dziać. Powiedział, że powinniśmy być cierpliwi i pełnić naszą służbę w nastroju oczekiwania na objawienie się Kryszny. Kluczem do tego jest pokora i cierpliwość. I Kryszna się pokaże. Jeśli jednak stwierdzimy, że czekaliśmy już dosyć i teraz czas zająć się czymś innym, to z naszej strony głupota, bo wtedy Kryszna na pewno się nie objawi. Widzę, jakie to trudne wzbudzić w sobie taki stan, że polega się tylko na Krysznie. Porzucić wszystkie pragnienia, plany, samolubne myśli i czekać z pełną wiarą, że Kryszna w końcu przyjdzie do naszego życia. Cholernie trudne. Wiem, że byłoby to coś cudownego, ale nie potrafię tego zrobić. Chcę podporządkować się Krysznie, ale mam też swoje plany i koncepcje. Jak mogę je zostawić? Teoretycznie łatwo – czyż to nie z ich powodu cierpimy w tym świecie? Ale w praktyce… Eh, gdyby ktoś pomógł mi zrobić ten pierwszy krok.
     Mieszkając w świątyni, czuję, że wciąga mnie ten system, społeczne sprawy, polityki i w ogóle nie jestem introspektywny. Poddaję się gunom natury, i chociaż bym nawet chciał się wyplatać, to nie jestem w stanie. Tak jak teraz – dopiero pierwszy raz od jakichś dwóch dni udało mi się zatrzymać i uporządkować trochę myśli, co dało mi trochę ulgi i spokoju. I gdzie się to dzieje? W kolejce u dentysty, w zimnej poczekalni, ze starą babcią, ssącą miętówkę po jednej stronie i grubym panem, czytającym gazetę po drugiej.
     Chciałbym już być wolny. Myślałem sobie, co odpowiedziałbym Guru Maharajowi, gdyby spytał mnie, co jest moim celem, co chcę osiągnąć w życiu. Wolność. Ale wolność absolutna, nie jakieś półśrodki. Wolność od umysłu, ciała, tego materialnego świata, pragnień, uwikłań, wszystkiego. Dla bhakty chyba nie za dobra motywacja. Powinna mną kierować miłość do Kryszny. Ale o tyle dobrze, że zdaję sobie sprawę, że tą upragnioną wolność mogę osiągnąć tylko w relacji z Kryszną. Kiedy cierpię w klatce mojego ciasnego ciała i umysłu, to marze o wolności, która oznacza dla mnie napełnienie niczym nieskażoną miłością, szczęściem, oraz pełnią możliwości, bez żadnych ograniczeń. Wiem, że sam tego nie osiągnę. Samemu to można tylko zejść niżej na tej karuzeli samsary. Dlatego próbuję podporządkować się Krysznie, ale jest to słabe pragnienie. Dlatego nie ma we mnie stanowczości, zapominam o celu, po prostu idę z prądem. Siedzę więc w tej zimnej poczekalni do dentysty i modlę się o wytrwałość, odwagę i jasność celu -  czysta wolność w towarzystwie Kryszny.

No comments:

Post a Comment